— Dowiesz się zaraz zuchwała niewolnico! — rzekła Jagiellona z gniewem, — musisz wiedzieć, kto był tutaj w pałacu! — wiesz, kto jest tem zjawiskiem! W chwili śmierci Jakóba Sobieskiego byłaś w Krakowie!
— Tak jest, pani, byłam wówczas u mego dostojnego i dobrego pana.
— Muszę się dowiedzieć, kto sobie tutaj takich rzeczy pozwala! Muszę się dowiedzieć, kto jest ten mnich, — mówiła Jagiellona dalej, — a mam cię w podejrzeniu, że znasz tajemnicę, iż Jakób Sobieski nie zginął, tylko ukrywa się!
— Co mówisz, pani? Mój dostojny pan miałby żyć? To niepodobna! On spoczywa w grobie!
— A jednak tylko on, tylko ojciec Jana Sobieskiego może być tym mnichem, który mi się ukazał w Krakowie i tutaj!
— Twoje słowa są grzeszne, pani, — odrzekła śmiało Sassa, — mój dostojny pan już oddawna spoczywa w grobie! Mój dostojny pan nie ukazuje się ludziom! Mój dostojny pan nie żyje! I twój to mąż, pani, zadał mu śmierć dłonią morderczą!
— Schwytać tę dziewczynę! — zawołała Jagiellona, — odprowadzić ją do piwnic i tam pilnować! Niech się nie waży zbliżać do mnie zuchwała, która śmie do mnie przemawiać w ten sposób! Do lochu z nią!
— Nie jestem twoją niewolnicą pani, jestem sługą wielkiego marszałka koronnego! — rzekła Sassa dumnie.
— Wykonajcie mój rozkaz! Choćby miała umrzeć w lochu, mniejsza o to! Komu na życiu niewolnicy zależy! Zapłacę za jej wartość panu lub pani i mogę z nią robić, co zechcę!
— Mój pan myśli inaczej... — nie sprzeda mnie!
— Dosyć tego zuchwalstwa! Zdołam ja złamać je niedługo. Nauczę cię być pokorną, jak niewolnicy przystało! Zaprowadzić ją do lochu i trzymać o chlebie i wodzie, póki nie będzie błagała o łaskę.
Słudzy wyprowadzili niebroniącą się Sassę.
Jagiellona ze wzrokiem nienawistnym patrzyła za nią...
— Zamknąć do klatki ślepego skowronka! — roześmiała się szatańsko.
Sassa nie rzekła ani słowa.
Służący zaprowadzili ją do sklepione go otworu, w głębi którego znajdowały drzwi.
Otworzywszy te drzwi, wepchnęli ją w głąb bez litości.
Za drzwiami były schody, prowadzące na dół.
Sassa nie wiedziała o tem i upadła.
Nie wydała jednakże jęku... Leżała w głębi nieruchoma.
Słudzy zamknęli drzwi, nie troszcząc się o nią zupełnie.
Następnie pode drzwiami postawiono straż, która się miała zmieniać ciągle.
Sassa była w ręku tej, która jej nienawidziła, która ją pragnęła zgubić, uważając, że jest ona aniołem opiekuńczym Jana Sobieskiego.
Po pobiciu Turków pod Chocimem, Polska mogła wrócić wzrok na swoje wewnętrzne sprawy.