Syn kasztelana krakowskiego, któ ry nigdy nie myślał o tem, aby przepowiednia, przyrzekająca mu koronę wówczas, gdy był jeszcze w kolebce, sprawdzić się kiedyś mogła, dzielny wojownik i bohater, który całe zadanie swego życia widział na polu i sławy, mąż szlachetny, wspaniałomyślny i prawy, wstępował na tron swego ojczystego kraju, powołany głosami współobywateli.
Nie widać w nim było jednak zarozumiałości i dumy, słowem żadnej zmiany charakteru.
I teraz, tak jak wówczas, uważał się on tylko za pierwszego w szeregu obrońców ojczyzny, mającego święty obowiązek walczyć z nieprzyjaciółmi, gdziekolwiekby się pojawili.
Otrzymał berło, lecz buława hetmańska była ważniejszą dla niego.
Do domu Allaraby zbliżała się kosztowna lektyka, którą nieśli czterej czarni niewolnicy.
Za lektyką postępował piąty Murzyn, niosący w rękach przykryty wielki półmisek.
Słońce zaszło.
Wieczór zapadał, gdy niewolnicy zbliżyli się do zamkniętych drzwi domu i zapukali do nich.
Z lektyki wysiadł nowy wielki we zyr, Kara Mustafa, ubrany w kosztowny, złotem tkany kaftan, spięty wysadzanym drogiemi kamieniami pasem, u którego wisiała bogato przyozdobiona szabla.
U turbanu baszy znajdowały się pawie pióra, oznaka, której tylko najwyżsi baszowie używać mieli prawo.
Kara Mustafa, gdy drzwi domu otworzyły się bez skrzypnięcia, skinął na niewolnika, niosącego półmisek, ażeby wszedł z nim razem do domu Allaraby.
Długi korytarz był próżny.
Wielki wezyr wszedł z niewolnikiem.
Inni niewolnicy z lektyką pozostali przed domem.
Jak gdyby otwierane niewidzialną ręką odemknęły się także drzwi w głębi prowadzące na wielkie, wspaniałe, marmurem wykładane podwórze, oświetlone owem czarowmem światłem przypominającem srebrny blask księżyca.
Kapłan indyjski postępował po marmurowych płytach ku wielkiemu wezyrowi i skłonił się przed nim.
Kara Mustafa spojrzał z dumą na Allarabę, jak gdyby chciał go zapytać.
— Czy widzisz, że noszę oznaki wielkiego wezyra? Czy widzisz, kto stoi przed tobą?
— Witam cię, potężny baszo, pierwszy w szeregu wezyrów, — rzekł Allaraba, — ukazanie się twoje jest wiel kim zaszczytem dla domu indyjskiego kapłana.
Wielki wezyr zwrócił się do niewolnika, niosącego przykryty półmisek, zdjął z niego zasłonę i ujął ręką za długie, czarne włosy głowę ludzką, leżącą na półmisku.
Kara Mustafa podniósł głowę do góry.
— Patrz! — rzekł do Allaraby.
Była to odcięta głowa Achmeda Koeprili, byłego wielkiego wezyra.
— Czy znasz tę głowę? — zapytał Kara Mustafa.