Strona:PL Jan III Sobieski król Polski czyli Ślepa niewolnica z Sziras.djvu/274

Ta strona została przepisana.
276
JAN III SOBIESKI.

— Panie! — rzekł klękając przed Sobieskim i załamując ręce, — panie, strzeż się drogi do zamku! grozi ci niebezpieczeństwo! Pomyśl, że twój ojciec zginął z ręki mordercy!
Okrzyk ten spowodował przykrą ciszę.
Króla uderzyło ukazanie się żebraka i jego słowa.
— Precz z nim, to waryat! — wołano wpośród tłumu.
— Jeżeli jest obłąkany, — rzekł król dobrotliwie, — to zasługuje na litość! Weź to, biedny człowieku!
To mówiąc król, dał żebrakowi sakiewkę.
Starzec pochwycił ją i ze łzami ucałował kraj szaty króla.
Nie śmiał jednak mówić więcej. Odprowadzono go na bok.
W tej chwili, właśnie gdy król zwracał się do prymasa i niektórych wojewodów, dał się słyszeć za nim głos cichy:
— Strzeż się Rochestera!... chce on ci wydrzeć to, co ci najdroższe!
Król słyszał wyraźnie te słowa, obejrzawszy się jednak, aby zobaczyć kto je szepnął, zobaczył wprawdzie w blizkości kilku panów, ale nie mógł dojść, z którego ust wyszła przestroga.
Następnie odprowadzono króla i królowę do oczekujących przed kościołem karet, któremi zwolna królestwo pojechali przez tłumem napełnione ulice do zamku, gdzie wszystko było przygotowane do świetnego festynu.
Do pierwszej karocy wsiadł Sobieski z arcybiskupem.
Dwaj panowie dworscy rozrzucali pomiędzy tłum pieniądze.
Jeźdźcy poprzedzający powóz i straż z trudnością torowali drogę powozowi królewskiemu.
Konie przystrojone bogato mogły iść naprzód tylko krok za krokiem. Król kłaniał się na wszystkie strony wydającemu okrzyki tłumowi.
Nagle gdy powóz przybliżył się do wjazdu do zamku, podniosła się ręka z tłumu.
W tej samej chwili rozległ się wystrzał.
Tłum okrzykiem oburzenia przyjął ten czyn zbrodniczy.
Kula świsnęła koło głowy króla i arcybiskupa.
Kłęb dymu wskazywał miejsce, z którego wystrzelono z pistoletu.
— To zamach na mnie, — rzekł Sobieski, — a więc ten żebrak w kościele nie był waryatem!
Powóz pojechał dalej.
Tłum oburzony pochwycił tego, który wystrzelił.
Był to człowiek upadły moralnie, o którym mówiono, że zostawał w służbie u hetmana polnego Paca.
Król był niezachwialnie spokojny. Zbyt on często bywał wystawiony na kule i pociski nieprzyjaciół, ażeby mógł się obawiać.
Wyraz smutku tylko odbił się na jego twarzy.
— Zaślepieniec, może najemnik! — rzekł do arcybiskupa.
Tłum powalił mordercę na ziemię, i gdyby kilku ludzi ze straży nie dostało się do niego, zostałby zabity na miejscu.
Pobitego i omdlałego zaniesiono do kordegardy zamkowej, gdzie w nim poznano Leona, jeźdźca z oddziału, zostającego pod dowództwem hetmana polnego Paca.
Król nie pytał więcej o niego.
Gdy przybył do zamku i oznajmiono mu, że winny został schwytany,