Położył się na sofie i znużony zasnął zaraz.
Służąca chciała pomódz królowej w przyległym buduarze przy rozbieraniu się, Marya Kazimiera jednak, zdjąwszy ciężką koronę i klejnoty, odprawiła ją wkrótce i przed pójściem na spoczynek pozostała przez czas jakiś w zamyśleniu.
W starym zaniku tymczasem zapanowała cisza.
Służba rozeszła się, tylko warty przechadzały się przy wejściach, ale i wartownicy pili wiele, więc im głowy ciążyły.
Nagle w korytarzu dało się słyszeć wołanie:
— Kto idzie?
Jeden z szyldwachów przemówił w ten sposób do ciemnej postaci, która się ukazała, w korytarzu prowa-
W tej chwili jednak zbliżył się do dzącym do apartamentów królowej.
odbywającego wartę żołnierza inny szyldwach i trącił go.
— Czy nie widzisz? — szepnął.
Postać przybliżała się.
Zdawała się być ubraną w odzież mnicha z nasuniętym na głowę kapturem.
— Nie wołaj, — mówił drugi szyld wach, — ten nie odpowie. To przecież stary mnich.
Pierwszy wartownik wpatrzył się lepiej, zdawał się poznawać tajemniczą postać i pozwolił jej przejść.
Mnich ten ukazywał się nietylko w zamku krakowskim, ale i w Warszawie i nie wzbraniano mu przejścia.
Zwrócił się ku apartamentom królowej i bez przeszkody doszedł do przedsionka, koło którego leżał jej buduar.
Uchyliwszy firanki, zasłaniające wejście do przedsionka, ujrzał śpiącego na sofie pazia.
Ruchy tajemniczego mnicha, który szedł dalej, przypatrując się paziowi, były odmienne niż zazwyczaj.
Zwykle szedł on, spokojnie, poważ nie, z pewnością siebie, tym razem był niespokojny, a poruszenia jego zdawały się żywe i gorączkowe.
Nie dosyć na tem.
Zwykle z pod długiego habitu mni cha widać było rzemieniami spięte sandały, tym razem nogi były obute w eleganckie trzewiki ze sprzączkami, z któ rych świeciły drogie kamienie.
Tajemniczy gość zbliżył się do drzwi buduaru i otworzył je po cichu.
Królowa siedziała na otomance przy stole, z głową wspartą na ręku.
Szmer obudził ją z zadumy.
Podniosła się żywo i wydała lekki krzyk, spostrzegając we drzwiach mni cha.
Ten jednak szybkim gestem wskazał jej, żeby go nie zdradzała.
— Ani słowa, królowo! — szepnął.
Mówiąc to, obejrzał się na pazia.
Paź nic nie słyszał i nie przebudził się.
Tajemniczy gość zamknął drzwi za sobą.
Królowa patrzyła na niego przelękniona.
Nie śmiała się poruszyć, nie wiedziała co ma czynić.
Czy zawołać? czy uciec?...
Wybrała to ostatnie i postąpiła ku drzwiom.
— Pozostań, królowo, — dał się słyszeć głos, który ją zelektryzował.
Spojrzała z gorączkowym niepokojem na tajemniczego gościa.
Mnich spuścił kaptur.
Strona:PL Jan III Sobieski król Polski czyli Ślepa niewolnica z Sziras.djvu/277
Ta strona została przepisana.
279
JAN III SOBIESKI.