Strona:PL Jan III Sobieski król Polski czyli Ślepa niewolnica z Sziras.djvu/285

Ta strona została przepisana.
287
JAN III SOBIESKI.

— Gdy do tego przychodzi, — mówił, — że rozkazy powołanego przez was na tron nie są wykonywane, że członkowie senatu działają potajemnie, to widocznem jest w tem dążność do zaprowadzenia u was rządów weneckich i zamienienia króla w dożę.
Część członków sejmu zdawała się uznawać słuszność skarg króla, ale Pacowie i ich stronnicy okazywali wyraź ne niezadowolenie z wystąpienia Sobieskiego.
— Jeżeli chcecie senatowi pozostawić wyłącznie najwyższą władzę, to nie potrzebujecie wcale króla, — mówił Sobieski donośnym głosem dalej, — w takim razie posadźcie lalkę na tro nie!
Szmer niezadowolenia rozległ się w zgromadzeniu.
Sobieski zbladł.
— Dla tęgo żądam krzesła i głosu dla siebie w senacie, albo ograniczenia praw senatu, — mówił podniesionym głosem dalej, w pośród wzrastającego niepokoju, — nie myślę bowiem znosić postępowania, które ogranicza moje prawo i jest zdradą wobec korony.
Słowa te wywołały hałas.
Zgromadzenie było nadzwyczaj wzburzone.
We wszystkich grupach przemawiali Pacowie i ich stronnicy.
Sobieski blady z gniewu zeszedł z trybuny i przystąpił do dostojników, którzy się znajdowali w namiocie.
— Jestem gotów złożyć koronę! — rzekł do nich, — moi nieprzyjaciele zmuszają mnie do tego kroku.
— Czy chcesz naszym nieprzyjacio łom zagranicznym dać widowisko naszych wewnętrznych rozterek, najjaśniejszy panie? — zapytał arcybiskup.
— Nie ja dałem powód do tego widowiska, panowie, — odpowiedział król z gniewem, — żądam tylko szanowania praw korony!
— Naszem niechaj będzie staraniem utrzymać te prawa, — odpowiedział książę prymas.
— Czy słyszycie tę wrzawę? — zapytał król.
— Sądzę najjaśniejszy panie, że mogę zapewnić, iż większość wypadła zgodnie z życzeniem waszej królewskiej mości, — rzekł marszałek, — i jeżeli najjaśniejszy pan pozwoli, pójdę się przekonać, czy tak jest rzeczywiście.
— Dobrze, panie marszałku, uczyń to, — odrzekł Sobieski.
Marszałek wyszedł.
— Nie zwracam się do pojedynczych osób, ażeby nie powiedziano, że ich się boję, — mówił król do pozostałych, — ale nie mogę ścierpieć knowań, które mojemu nieszczęśliwemu poprzednikowi, królowi Michałowi, zatruły i odebrały życie.
— Zdaje mi się, najjaśniejszy panie, że to są przesadzone obawy, — zauważył prymas, — kraj jest przywiązany do monarchy, a głosy jednostek, które chcą ograniczyć prawa królewskie, przebrzmią bez echa.
— Zbliża się pewna liczba najznakomitszych deputowanych, najjaśniejszy panie! — oznajmił arcybiskup.
Marszałek wprowadził posłów do namiotu.
Jeden z nich jako mówca deputacyi, przystąpił do króla.
— Przybywamy, najjaśniejszy panie, — mówił, — ażeby cię zapewnić, że większość deputowanych wiernie przywiązaną jest do tronu. Wysłano nas, ażebyśmy złożyli to zapewnienie. Liczba niezadowolonych, którzy wszę-