— No, najjaśniejszy panie, tak wielkiego niebezpieczeństwa zdaje się, nie ma! — zauważył poseł cesarski.
— Wolno panu nie wierzyć, panie hrabio, ale czas przyzna mi słuszność, — odparł Sobieski. — Zdaje się wam, panowie, niemożliwym, aby półksiężyc mógł uróść do takiej potęgi, ale tak jest. Najniebezpieczniejszymi są nieprzyjaciele, których lekceważymy, nie zapominajcie o tem panowie! Jednak niech każdy czyni, co uważa za stosowne! Ja się mam na baczności!
Podczas gdy król zajęty był tą rozmowę, hrabia Rochester znalazł sposobność zbliżenia się do królowej.
Marya Kazimiera zdawała się być zadowoloną z tego zbliżenia.
Miała ona hrabiemu Rochester powiedzieć coś ważnego.
Naszyjnik, jak wiadomo, był w jego rękach.
Sposobność i chwila była pomyślną.
Jagiellona zajmowała rozmową damy dworu i utrzymywała je w oddaleniu, a sama obserwowała spotkanie się dwojga kochanków, którego znaczenie stawało się dla niej coraz wyraźniejszem.
Królowa, aby pokryć swe pomięszanie chłodziła się wachlarzem.
— Mam panu coś powiedzieć, hra bio Rochester, — rzekła Marya Kazimiera stłumionym głosem, gdy poseł składał jej ukłon.
— Słucham rozkazów najjaśniejszej pani, — odpowiedział.
— Jeżeli jednak kto zwraca na nas uwagę...
— Nie ma nikogo w blizkości.
— Czy masz pan jeszcze naszyjnik?
— Tak jest, najjaśniejsza pani! Czyniłem wszelkie możliwe starania, niepodobna wynaleźć podobnego ogniwa! Jestem w rozpaczy!
— Czy możesz pan posłać naszyjnik do Stambułu? — zapytała królowa z cicha.
— Do Stambułu? Niezawodnie! Więc tam można dostać podobnego ogniwa?
W Pera na przedmieściu mieszka kapłan indyjski, który jeden tylko mo że na to poradzić.
— Czy wasza królewska mość wie jego nazwisko?
— Nazywa się Allaraba.
— Dobrze, to mi wystarczy! Sam pojadę do Stambułu, — odpowiedział hrabia Rochester, — za godzinę opuszczę Warszawę! Jako poseł angielski jestem wszędzie nietykolnym i wszystkie drogi są dla mnie otwarte.
— Sam hrabio chciałbyś...
— Dla wsazej królewskiej mości pójść choćby na śmierć! — szepnął Ro chester.
— Po tem poznaję twoją miłość, hrabio! — odpowiedziała Marya lżej oddychając.
— Pojadę prędko i prędko powrócę, aby waszą królewską mość od troski uwolnić. Obraz najjaśniejszej pani będzie mi towarzyszył, a jej ostatnie słowa będą moim talizmanem.
— Jedź szybko i szczęśliwie, hrabio Rochester i powracaj prędko z tym nieszczęsnym naszyjnikiem, na którym teraz, o ile mi się zdaje, bardzo mi zależy.
— Żegnam waszą królewską mość! Zwykły wystrzał armatni, dawany przy bramach Warszawy przy wyjeździć posła, oznajmi za niewiele minut najjaśniejszej pani mój wyjazd.
Królowa łaskawym ukłonem pożegnała hrabiego.
Strona:PL Jan III Sobieski król Polski czyli Ślepa niewolnica z Sziras.djvu/293
Ta strona została przepisana.
295
JAN III SOBIESKI.