Strona:PL Jan III Sobieski król Polski czyli Ślepa niewolnica z Sziras.djvu/296

Ta strona została przepisana.
296
JAN III SOBIESKI.

stej, niezaludnionej okolicy, w której w odległości wielu mil naokoło nie było widać ludzkiego mieszkania.
Zadanie ich jednakże jeszcze nie było skończonem.
Po krótkim wypoczynku pojechali dalej i dopiero po kilku dniach przybyli do gęstego, ponurego lasu, zatrzymali się, odwiązali Sassę i odprowadzi li w głąb puszczy.
Żadnej drogi nie było dookoła, żadnej ludzkiej istoty nie można było do strzedz na wiele mil.
Jeźdźcy na przypadek napadu zwierząt uzbroili się w pałasze.
Przybywszy z Sassą do głęboko w gęstwinie położonego wąwozu, zatrzymali się.
Sassa domyśliła się teraz, jaki straszny los ją czekał.
Miała być pozostawioną na puszczy, skazaną na karę sroższą niż śmierć, oddaną na łup dzikim zwierzętom.
Gdy ją zamaskowani odwiązali, padła na kolana.
— Tutaj masz, co ci się należy! — zawołał jeden z zamaskowanych, kładąc przy niej starą, zardzewiałą szablę, chleb i stawiając dzbanek z wodą.
Sassa słyszała, że ludzi ci odeszli do swoich koni, pozostawiwszy ją samą w obszernej, strasznej puszczy, w której nikt nie usłyszy jej wołania, w której już nazajutrz paść będzie musiała ofiarą dzikich zwierząt, gdy do bronienia się mniej jeszcze była zdolną od kogokolwiek, ponieważ była ślepą!
Noc ją otaczała. Nie mogła widzieć drzew, które ją otaczały, ani zwierząt, które przybliżały się do niej.
Klęczała i modliła się głośno.
Widok jej był okropny.
Rozpacz ściągała konwulsyjnie jej piękne rysy.
Tak polecała się łasce nieba.
Jeźdcy odjechali, głęboka cisza panowała dokoła, tylko krzyk sowy lub innego ptaka naruszał spokój w nieskończoność ciągnącej się puszczy.
Sassa wyglądała jak pokutująca Magdalena, jak druga Genowefa, skazana na puszczy.
Powoli odzyskiwali spokój i poddawała się losowi.
Jedna tylko myśl przejmowała ją głęboką boleścią, że nie znajdzie już nigdy Jana Sobieskiego.
Była z nim rozłączoną na wieki, nie mogła go słyszeć, nie mogła zbliżyć się do niego.
A jednakże kochała go całą macierzyńską swą duszą tak, że w tej chwili byłaby chętnie poniosła śmierć najstraszliwszą, byleby tylko mogła raz jeszcze przed nim uklęknąć.
Zawołała go. Wołanie tęsknie rozległo się po puszczy.
Nagle wydało się jej, jakoby jej wołanie wydało okropne echo w oddaleniu, odpowiedź, na którą drgnęła.
Głuche wycie doszło do jej ucha.
Znała ten głos i wiedziała jego zna czenie.
Byłto głos żądnego krwi wilka.
Czyżby dzikie zwierzęta wietrzyły już swą ofiarę?
Z drugiej strony, z oddali dawał się słyszeć inny głos, krótkie, gniewne mruczenie, głodnego lub zaskoczonego przez niebezpieczeństwo niedźwiedzia.
Okropność!... ślepa niewolnica klęczała nieruchomo.
Gdyby posiadała wzrok, mogłaby myśleć o walce, o obronie, ale była ślepą!