Strona:PL Jan III Sobieski król Polski czyli Ślepa niewolnica z Sziras.djvu/297

Ta strona została przepisana.
299
JAN III SOBIESKI.

Była zgubioną! Nie mogła ani ueiec przed napadem dzikich zwierząt, ani bronić się.
Sięgnęła jednak ręką do ziemi, szukając broni, którą jej pozostawiono.
Wieczór wcześniej zapadł w gęstym lesie, niż gdziebądź indziej.
Sassa znalazła zardzewiałą szablę, ujęła ją i wstała.
Była odważną i przygotowaną do obrony.
Zatamowawszy oddech w sobie, słuchała. Słuch musiał jej wzrok zastępować.
Zrzuciła z siebie derę, którą jej pozostawiono i stała tak w krótkiej, biednej, szarej sukience.
Włosy jej rozwiązały się i spadły na ramiona.
W prawej ręce trzymała pałasz.
Tak oczekiwała napaści dzikich zwierząt.
Blada jej twarz była nieruchomą.
Znów wśród ciemności rozległo się straszne wycie wilka, które wkrótce znalazło odpowiedź z drugiej strony.
Czyż Sassa mogła się spodziewać, że się długo bronić zdoła? Pozbawiona wzroku, nie widząc nieprzyjaciół, mogła uderzać tylko na los szczęścia, a tymczasem zwierzęta, upatrzywszy dogodną chwilę, rzucą się na nią i rozszarpią.
Księżyc, który wzeszedł i stał wy soko na niebie, rzucał swój blask na puszczę i promienie jego dochodziły niekiedy do opuszczonej, skazanej na zagładę istoty.
Coś poruszyło się wśród gałęzi.
Czarna, kudłata bestya torowała sobie drogę przez gęstwinę.
Był to wielki, czarny wilk, który wydał krótkie wycie, zobaczywszy tę, którą zwietrzył.
Sassa zdawała się być zgubioną.
Chciwe żeru zwierzę krążyło koło niej.
Z odgłosu stąpań jego poznać mogła, w której stronie się znajdowało.
Obracała się dokoła.
Szabla była jedyną jej bronią, trzymała ją zatem w podniesionej pra wicy, ażeby w każdej chwili być gotową do obrony.
Coraz bardziej przybliżała się dra pieżna bestya i w każdej chwili mogła rzucić się na Sassę.
Nagle jednak w okropnej tej scenie nastąpił zwrot niespodziewany.
Głuche mruczenie i trzask gałęzi dały się słyszeć w blizkości.
Wilk poczuł zbliżanie się niedźwie dzia i widocznie nie był zadowolony z przybycia tego współbiesiadnika, Sassa bowiem słyszała, że wydawszy szcze gólny głos, stanął.
Niedźwiedź zbliżał się coraz bardziej.
Położenie Sassy było tak okropne, że przez chwilę nie wiedziała co po cząć.
Nagle powzięła postanowienie.
Przystąpiła szybko, macając lewą ręką do stojącego tuż przy niej drzewa.
W śmiertelnej trwodze poczęła szybko i zręcznie wdrapywać się na niezbyt grube drzewo, pozostawiwszy, szablę na dole.
Szczęściem jej było, że tak szybko zdecydowała się, gdyż w chwilę, potem niedźwiedź zbliżył się pod drzewo.
Chciał on wdrapać się na drzewo, ale nie było dosyć grube, ażeby mógł to uczynić.