Strona:PL Jan III Sobieski król Polski czyli Ślepa niewolnica z Sziras.djvu/303

Ta strona została przepisana.
305
JAN III SOBIESKI.

— List Sobieskiego? — zawołał książę Ostrogski, w którego bladej twarzy czytać było można zarozumiałość i dumę.
— Co to znaczy? — zapytał siedzący obok niego marszałek Połubiński, — dla czego król nie staje sam?
— Posłuchajmy co list zawiera, panowie i bracia, — rzekł spokojny i pełen godności Marcin Ogiński.
— Otwórz list, panie kanclerzu! — dodał stary książę Białozór.
Kanclerz Pac otworzył pismo.
— List zawiera dosadnie wyrażone zażalenie, — mówił, — Jan Sobieski żąda aby mógł wejść do senatu i przewodniczyć w nim, powołując się na to, że nawet w rzeczypospolitej weneckiej, doży służy prawo prezydowania w wielkiej radzie! Czytajcie sami panowie i bracia.
List podany przezeń Ostrogskiemu, poszedł z rąk do rąk.
— Zdaje mi się, że Sobieski zapomina, iż senat jest czem innem, niż wielka rada wenecka! — rzekł stary Białozór.
— Senat podobny jest raczej do tajnej rady trzech w Wenecyi, — zawołał żywo Ostrogski, a w tajnej radzie trzech, doża nie zasiada.
— Krok niesłychany! — zawołał nawet spokojniejszy Marcin Ogiński, rzucając pismo na stół.
— Spodziewałem się takiego kroku, — rzekł kanclerz Pac, nie siląc się na ukrywanie swego gniewu, — idzie tu o jawne wdarcie się w nasze prawa, próba ta dowodzi, że Jan Sobieski dąży do samowładztwa!
— A więc precz z nim! — zawołał żywo książę Ostrogski, — mamyż pozwolić na to, ażeby potęga nasza została zniweczoną i stała się pozorną?...
— Do tego nigdy nie przyjdzie! — oświadczył Połubiński.
— Nigdy! — potwierdzili Białozór i Ogiński.
— O ile znam tego, którego nieliczna większość w sejmie wyniosła na tron, nie odstąpi on od raz powziętego zamiaru, — rzekł kanclerz, który czekał tylko takich oświadczeń, — Sobieski zawdzięcza swój wybór wojowniczym sukcesom i na nich się opiera.
— Więc powinien był zostać wodzem! — zawołał Ostrogski.
— Jestem zdecydowany bronić bezwarunkowo naszych odwiecznych praw! — wtrącił Połubiński.
— Sobieski sięga za daleko, polegając na przywiązaniu ludu, — rzekł Marcin Ogiński.
— Znaczy to, że chce koronę uczynić niezależną, — dodał Białozór z powagą.
— Ja znam jego zamiary, panowie i bracia. Świętym naszym obowiązkiem jest przeszkodzić im bądź co bądź, jak książę Połubiński słusznie powiedział, — mówił Pac do zebranych. — Jakąż zatem odpowiedź damy królowi. Krótkie, kategoryczne: “nie!” Ale cóż potem nastąpi? On użyje siły, ażeby wprowadzić w wykonanie swą wolę.
— Siły? — zawołał Ostrogski, wstając, — siły przeciwko senatowi?... to byłoby zdradą kraju!
— Do tego nie powinniśmy dopuścić! — oświadczył Połubiński.
— Słyszeliście słowa marszałka? — zapytał kanclerz, — ja się z niemi zgadzam.
— Ja także! — zawołał Ostrogski żywo, — każde usiłowanie oparcia się naszej woli, jest zbrodnią!
Spokojniejszy Ogiński powstał.
— Mnie się zdaje panowie i bracia, że najwłaściwiej będzie ten list pozostawić bez odpowiedzi, — zaproponował, — wtedy możemy czekać co nastąpi!