Strona:PL Jan III Sobieski król Polski czyli Ślepa niewolnica z Sziras.djvu/308

Ta strona została przepisana.
310
JAN III SOBIESKI.

— Zdaje mi się, że ty się boisz, Beli, — roześmiał się król.
— Jabym się bał o siebie? — wstrząsnął głową Tatar.
— Więc może o mnie? — zapytał król.
— Tak jest, najjaśniejszy panie.
— O mnie, czegóż się boisz, Beli?
— Beli przed chwilą coś widział, najjaśniejszy panie!
— Cóż to było?
— Dwaj ludzie zamaskowani.
Czoło Sobieskiego zachmurzyło się.
— Zamaskowani? gdzież ich widziałeś? — zapytał.
— Na dole przy wejściu do korytarza.
— Hm... po co tam przyjść mogli? — szepnął Sobieski, — nienawidzę tych maskarad, które senat zaprowadza! Co jest uczciwem, nie potrzebuje się przebierać i kryć przed światłem dziennem.
— Ja nie ufam tym zamaskowanym, najjaśniejszy panie!
— Masz słuszność, Beli, nie można im ufać, — odrzekł król, — ale chodźmy!
— Mogę wziąść świecznik, najjaśniejszy panie?
— Jak chcesz, — zgodził się król.
Tatar lewą ręką wziął świecznik, prawą trzymał na rękojeści sztyletu, który tkwił za jego pasem.
Sobieski szedł przez salę rycerską ku drzwiom, Iszym Beli postępował za nim, uważnie, patrząc na wszystkie strony, jak gdyby wszędzie domyślał się zamaskowanych.
Król nie znał obawy i nie przypuszczał niebezpieczeństwa.
Mąż, który walczył w setkach bitew, wystawiając się na kule i miecze, nie mógł być w trwodze o swe życie.
Nagle gdy król doszedł do drzwi i Iszym Beli otworzył je, Sobieski spostrzegł tuż przed sobą człowieka w masce, trzymającego sztylet w zniesionej prawicy.
— Co?... rzucasz się na mnie, morderco? — zawołał król, cofając się o krok, ażeby dobyć szabli.
Ale morderca tymczasem zadał tak szybki i zręczny cios sztyletem, że król byłby trafiony i zapewne byłby zginął na miejscu, gdyby nie to, że w tej samej chwili Iszym Beli rzucił się naprzód i zasłonił sobą monarchę.
Sztylet zamaskowanego trafił w Tatara, który padł krwią oblany, nie mając czasu pchnąć mordercy sztyletem.
Gdy Iszym Beli upadł, zagsły nagle świece w świeczniku i ciemność zapanowała w zbrojowni.
Król w gniewie chciał szablą zabić nikczemnego mordercę.
Jednakże chociaż na głos króla nadbiegła warta i chciała pochwycić skrytobójcę, znikł on już w ciemnym korytarzu.
Sobieski rozkazał podnieść i opatrzyć Iszyma Beli.
— Dzielnie spisałeś się, Beli, — rzekł król do uśmiechającego się doń pomimo bólu Tatara, — przelałeś krew dla mnie! Dziękuję ci za to! jesteś moim wybawcą!
Żołnierze straży podnieśli Iszyma Beli.
— Gdzie jest morderca? — wołał z gniewem Sobieski, — czyliż we własnym zamku nie jestem bezpieczny? Trzeba temu koniec położyć.
I zwróciwszy się do warty, rzekł:
— Od tej chwili każdy zamaskowany, który natychmiast na pierwsze zawezwanie nie odsłoni twarzy, ma być położony trupem na miejscu! Rozkaz ten będzie jutro ogłoszony.