cowy, który przypatrzywszy mu się dobrze, przystąpił do niego.
— Prosiłeś, żeby cię zaprowadzono do Sulejmana baszy, wezyra Gazneh? — zapytał.
Armeńczyk odpowiedział gestem potwierdzającym.
— Dostojny pan wyświadczy ci tę łaskę i udzieli ci posłuchania, — odrzekł urzędnik, — chodź za mną.
Na skinienie urzędnika otworzyły się trzecie drzwi i Armeńczyk wszedł wraz z nim na trzecie wewnętrzne podwórze, po którem przechadzali się mamelucy i urzędnicy.
Urzędnik zaprowadził Armeńczyka do ciemnego, wielkiego przedpokoju skarbca.
Tutaj na nizkiej sofie siedział Turek, którego twarzy Armeńczyk nie mógł dokładnie rozpoznać.
Zdawał się on być wezyrem skarbca, miał kosztowny turban i suknię ozobioną złotym haftem.
W głębi stało kilku urzędników pałacowych i mameluków.
Armeńczyk zbliżył się do siedzącego na sofie.
— Kto jesteś? — zapytał Turek.
— Kupiec armeński, — odpowiedział zapytany mimiką i znakami.
— Czy przynosisz jaki kosztowny klejnot aby go sprzedać? — zapytał Turek.
— Nie, wielki wezyrze Gazneh, — odpowiedział znakami Armeńczyk, — przystępuję do ciebie z propozycyą, o której chciałbym mówić tylko z tobą.
Turek skinął, otaczający usunęli się w głąb.
— Cóż cię sprowadza? — zapytał.
— Gazneh zawiera ogromne skarby, wiem o tem, — mówił znakami Armeńczyk, — ale jest między niemi wiele starych klejnotów i rzeczy dla padyszachao zbytecznych, do których nie przywiązuje wagi i które w Gazneh leżą pyłem okryte.
Turek poważnie skłonił głową.
— Przychodzę do ciebie, wielki wezyrze Gazneh, z zapytaniem, — gestykulował Armeńczyk dalej, — czy twój potężny władca nie chciałby mi sprzedać za jakąbądź cenę takiego naszyjnika, jak ten oto.
Armeńczyk trzymał w ręku naszyjnik.
Uśmiech przebiegł brodatą twarz Turka.
— Sułtan nie jest armeńskim handlarzem, — rzekł, — podobnież jak ty nim nie jesteś.
Armeńczyk spojrzał zdziwiony i przelękniony na Turka.
— Padyszach nie ma w swoim skarbcu nic takiego, coby było na sprzedaż za pieniądze! Czy mnie poznajesz? — zapytał Turek nagle.
— Jego cesarska mość sułtan!... — zawołał po francusku Armeńczyk, który nagle odzyskał głos.
— Sułtan rozmawia z tobą, — odrzekł padyszach również w języku francuskim.
— W takim razie maska nie uchodzi, — rzekł Armeńczyk, zrzucając suknię i nakrycie głowy.
Przed sułtanem stał hrabia Rochester w eleganckim zachodnim stroju.
— Hrabia Rochester! — zawołał sułtan, — spadła zasłona!... Podoba mi się ten figiel!... Poznano cię!
— Upraszam waszej cesarskiej mości o przebaczenie! — odpowiedział Rochester przyklęknąwszy.
— Na brodę proroka! musi ci wiele zależeć na posiadaniu tego naszyjnika, hrabio Rochester, kiedyś przedsięwziął podróż do Stambułu i odważył się na to przebranie, którem bez mej wiedzy i wi-
Strona:PL Jan III Sobieski król Polski czyli Ślepa niewolnica z Sziras.djvu/321
Ta strona została przepisana.
323
JAN III SOBIESKI.