Strona:PL Jan III Sobieski król Polski czyli Ślepa niewolnica z Sziras.djvu/328

Ta strona została przepisana.
330
JAN III SOBIESKI.

— Co mają znaczyć te słowa?... — zapytała z gniewem wojewodzina, — zresztą przysiągłeś na krucyfiks... to mi wystarcza. Teraz potrzeba kości zmarłego włożyć do ziemi.
— Chętnie to uczynię, dostojna pani! Będzie to dobry uczynek, który byłbym spełnił oddawna. Myśl o tych kościach w piwnicy często mi spać nie dawała.
— Zdaje mi się, że byłeś przywiązany do tego, nad którym czuwałeś?
— Tak jest, dostojna pani, kochałem go.
— A jednak tak się z nim obchodziłeś!
— Oh, jakże często krwawiło mi się serce!...
— Milcz! — rzekła gniewnie Jagiellona, — wiesz dobrze, dla czego tak a nie inaczej czynić było potrzeba.
Stefan skrzyżował ręce na piersiach i potwierdzająco skinął głową.
— Chodź, zejdę z tobą do podziemia, — rzekła wojewodzina.
Starzec spojrzał na nią z pod oka, jak gdyby chciał zapytać:
— Czy ty nie czujesz wyrzutów sumienia?
Musiał jednakże milczeć.
— Weź świecznik i łopatę i chodź za mną, — powtórzyła Jagiellona, — cisza panuje w pałacu, nikt nam nie przeszkodzi.
Wołoch usłuchał rozkazu.
Do owej oddalonej części podziemia, w której syna Jagiellony przez długie lata ukrywano, było jeszcze inne wejście, do którego prowadziły niewielkie drzwi żelazne.
Starzec przyniósł łopatę, a następnie otworzył te drzwi, od których klucz podała mu wojewodzina.
Grobowe milczenie, którem zionęło pod ziemie, zaledwie nie zagasiło światła.
Poszli oboje do oddalonej części podziemia, w której znajdował się kościotrup.
Przy słabym blasku światła widok ten był tak przerażający, że Jagiellona zadrżała, a stary Wołoch odmówił modlitwę.
Kościotrup siedział na nędznem i wpół zgniłem krześle.
Czaszka jego opadła na ziemię i leżała przy nogach.
Zgraja myszy i szczurów rozbiegła się z piskiem na widok wchodzących.
Jednakże widok podziemia tylko na chwilę przejął wstrętem Jagiellonę.
Nie miała ona serca, prędko zatem zapanowała nad sobą.
Nie tak łatwo jednakże przyszedł do siebie stary Wołoch.
Łzy spływały po jego zapadłych policzkach, wszystkie obrazy przeszłości stawały świeżo przed wzrokiem jego duszy.
W tem miejscu nieprawy syn Jagiellony, ukryty przed wszystkimi, pędził nędzne swe życie.
Tu był przykuty do łańcucha, ażeby nie mógł uciec, tu stary Stefan przynosił mu pokarm i spędził z nim większąc część jego życia, bo stary sługa zawsze miał dla niego współczucie.
Nielitościwa Jagiellona nigdy nie ulitowała się nad tem dzieckiem i nigdy o nie nie spytała.
Rada była temu, że w dziesiątym czy jedynastym roku życia umarło.
Stary Stefan sądził jeszcze dotąd, że mu może coś przymieszała do jadła, gdyż chłopiec umarł właśnie wtedy, gdy śmierć jego była dla niej najpożądańszą, ponieważ wówczas oddawała rękę wojewodzie Wassalskiemu.