Strona:PL Jan III Sobieski król Polski czyli Ślepa niewolnica z Sziras.djvu/337

Ta strona została przepisana.
339
JAN III SOBIESKI.

was przed piętnastu laty i oddałem go wam, gdy zaledwie liczył lat dziesięć.
— Wiem, wiem Stefanie! Siadajże, — odpowiedział Dorowski, powoli odzyskując przytomność, — czy myślisz że o tem zapomniałem? Zapłaciłeś mi przecież dobrze za to, żebym go przyjął! Był to przecież syn znakomitej damy, którego należało w uczciwy sposób usunąć! Co mi tam było do tego? Ja pamiętam wszystko, Stefanie! Czyliż ci nie pomagałem przy przewożeniu umarłego do Warszawy? Domyśliłem się zaraz, że chcesz robić zamianę! Zmarły syn starej abłąkanej Anusi był właśnie w tym wieku co Stefan, któregoś do mnie sprowadził następnej nocy, i który był tak chory, że nie wiedział o niczem! Widzisz że sobie doskonale przypominani to wszystko!
— Syn obłąkanej Anusi umarł, jak go zabrałem... Dlaczegom to uczynił, to moja rzecz, Dorowski!
— A czyż ja ciebie o to pytałem, Stefanie? Co to mnie obchodzi?... Tutaj byłby go nikt nie pochował, byłby zgnił w zapadającej się obórce, u Anusi i szczury by go zjadły... Co mnie to obchodziło, żeś ty go zabrał? Ale pomyślałem sobie: Stefan musiał zrobić zmianę!
— A teraz przejdź do rzeczy, Dorowski, — przerwał stary Wołoch mówiącemu, — gdzież jest Józef, Któregom do ciebie sprowadził, ażebyś go wychowywał jak swego syna? Wiem, że wówczas nie umarł, że odzyskał zdrowie powoli! Czy ci mówił kiedy następnie gdzie przedtem był i co się z nim działo?
Dorowski wstrząsnął głową.
— Nie, Stefanie, nie mówił nic.
— I nie pytałeś go, Dorowski?
— Ależ on nic nie wiedział, a przytem czyż ci nie przysiągłem?
— Gdzież jest Józef? Dla czego nie ma go tutaj?
— To się tak stało, Stefanie... nie przypisuj mi winy... to się tak stało, jak ci opowiem. Moja żona nie mogła go cierpieć, Stefan śmiał się do niej zawsze, a to ją gniewało. Długi czas nie mógł chodzić, potem się czołgał, był bardzo dziki, podobny do zwierzęcia niż do człowieka. Wreszcie gdy przyszedł do siebie, wołałem brać go z sobą na robotę, niż zostawiać przy żonie, bo się bałem, żeby mu nie zrobiła co złego!
— Mimo to zrobiła mu coś jednak, Dorowski?... Powiedz mi prawdę.
— Nie, Stefanie, na moje zbawienie, nie!
— Ty jednak często musiałeś nie wiedzieć, co się działo.
— Prawda, że pijam czasem, Stefanie, ale temu, którego mi powierzyłeś, nic się nie stało! Raz wkrótce po jego wyzdrowieniu i jeszcze za życia mojej żony, musiałem galarem popłynąć o kilka mil i wziąłem Stefana z sobą, ażeby go nie zostawiać przy mojej żonie...
— Więc był przywiązany do ciebie, Dorowski.
— Przywiązany?.... Ależ on nawet nie wdedział mego nazwiska, nie pytał o nie nikogo we wsii żył z dnia na dzień, jak zwierzę. Nie pytał mnie o nic. Mimo to jednak nie uczyniłem mu nigdy nic złego!
— Oddałem go do ciebie, bom wiedział, żeś dobry i łagodny człowiek, Dorowski!
— Dotrzymałem święcie przyrzeczenia! Że nie przywiązał się do mnie i nie został ze mną, to nie jest moja wina, Stefanie, nie miał on u mnie głodu, możesz być tego pewny! Wziąłem go więc z sobą na tratwę i popłynęliśmy na dół rzeki aż do wielkich łąk. Tam prze-