Strona:PL Jan III Sobieski król Polski czyli Ślepa niewolnica z Sziras.djvu/346

Ta strona została przepisana.
348
JAN III SOBIESKI.

— Jeżeli dobrze rozumiem, idzie tu o ów stary naszyjnik, który otrzymałem z rąk sułtana?
— Tak jest, mości książę.
— Nie mam już tego naszyjnika, — odrzekł książę, zresztą jest to rzadkość, którą się tylko temu daje, komu się chce szczególną łaskę wyświadczyć.
— A więc i tu nie znajduję naszyjnika, mości książę? — odpowiedział Rochester przerażony.
— I musisz pan zaprzestać dalszych poszukiwań, panie hrabio, — mówił książę dalej, — muszę przyznać, żeś pan poniósł wielkie ofiary, aby dopiąć swego celu, ofiary, które dowodzą, jak wiele panu zależy na spełnieniu pańskiego życzenia.
— Wszystko to było daremne, mości książę.
Sassa słyszała rozmowę. Brała ją pokusa wejść i powiedzieć: “Oto jest naszyjnik! zawieź go hrabio, królowej Maryi!”
Przyszło jej jednak na myśl, że tym sposobem dałaby Rochesterowi sposobność jeszcze raz stanąć między Sobieskim i Maryą i może zniweczyć szczęście ich obojga, a jej ciągłą główną myślą było Jana Sobieskiego widzieć szczęśliwym.
Pozostała w swoim pokoju i nie wyszła.
Książę zaprowadził hrabiego do sali jadalnej i ugościł.
Następnie Rochester pożegnał księcia bez najmniejszej nadziei otrzymania naszyjnika.
Czy miał wracać do Warszawy?
Wiadomość, chociaż odbierającą ostatnią nadzieję, musiał przesłać oczekującej z niepokojem Maryi.
W parę dni potem w starożytnej kaplicy zamkowej odbył się uroczyście ślub młodego księcia z promieniejącą szczęściem i radością Sassą.
Po ukończonej ceremonii książę zażądał od swej młodej małżonki, aby mu objawiła jakie swoje życzenie.
Sassa prosiła o wsparcie dla biednych chorych w obszernych jego włościach.
Książę, któremu dotychczas nigdy na myśl nie przyszło zajmować się nędzą swoich poddanych, zdziwił się, że Sassa, żąda dla innych, nic nie wymagając dla siebie.
Spełnił jednak jej prośbę i dał jej kilka worków z pieniędzmi.
Sassa w ślubnej odzieży opuściła zamek i usłyszała wkrótce kroki i głosy ludzi, którzy się do niej cisnęli, ażeby podziwiać jej strój.
Ukazał się pomiędzy nimi jak dobroczynna wieszczka i rozdzielała między nich pieniądze.
Nazajutrz powozy podróżne opuściły stary zamek i dobra księcia.
Książę i wdzięcznością przejęta dlań małżonka udali się w podróż do obcych dworów.

83.
Jesteś moją.

Wielki, bogato złotem wysadzany kaik, kierowany przez półnagich czarnych eunuchów przepływał szerokie koryto Złotego Rogu, dążąc ku przedmieściom Peru i Galata.
W kaiku pod baldachimem siedział na jedwabnych poduszkach sułtan, a przy nim stał jego wielki wezyr Kara Mustafa.
— Wezwałeś indyjskiego kapłana, żeby przyszedł? — zapytał sułtan.
— Gdy muezzynowie obwieszczą zachód słońca, najpotężniejszy z władców świata, — odpowiedział. Kara Mu-