Strona:PL Jan III Sobieski król Polski czyli Ślepa niewolnica z Sziras.djvu/348

Ta strona została przepisana.
350
JAN III SOBIESKI.

nie zdołają mu się oprzeć i zatkniesz chorągiew proroka na miejscu krzyża.
— Czy wiesz także co się dzieje po stronie moich nieprzyjaciół? — zapytał sułtan.
— Wiem, panie, Allaraba widzi wszystko!
— Więc pokaż nam co widzisz!
— Właśnie zawartym został traktat pomiędzy Wiedniem a Warszawą, — odpowiedział Allaraba, — traktat ten stanowi, że między dwoma mocarstwami ma istnieć wieczne przymierze, które ma być stwierdzone przysięgą przez kardynałów Pio i Burberini w obecności głowy chrześciaństwa. Wszystkie dawne pretensye zostają umorzone. Żadne z dwóch mocarstw nie może bez udziału drugiego zawrzeć pokoju. Dziedzice i następcy obu tronów są obowiązani potwierdzać ten traktat, skierowany jedynie przeciwko półksiężycowi.
— Czy masz i dalsze warunki, kapłanie?
— Przed mem okiem nic nie jest ukryte, panie!
— Więc mów, — rozkazał sułtan.
— Cesarz rzymski zobowiązuje się wystawić sześćdziesiąt tysięcy, a król Sobieski i Rzeczpospolita czterdzieści tysięcy wojowników, — mówił dobrze obsługiwany przez swoich szpiegów Allaraba, — cesarz wypłaci królowi trzykroć sto tysięcy talarów na koszta wojenne i obie strony zobowiązują się nakłaniać inne państwa, aby przystąpiły do przymierza.
— A czy wiesz co się stanie? — zapytał sułtan.
— Ze wszystkich części twego wielkiego i potężnego państwa, napłyną wojownicy pod chorągiew proroka, panie i liczba ich będzie tak wielką, że zaćmi liczbę przeciwników, — mówił Allaraba, — jeżeli najjaśniejszy sułtan postawi na czele swoich wojsk wielkiego wezyra Kara Mustafę, to imię, jego zabrzmi rozgłośnie, a jego wojownicy wejdą do Wiednia..
— Twoje słowa zachęcają zatem do czynu! Powiedz wielkiemu wezyrowi cenę twej wróżby, a on ci ją wypłaci, jakkolwiek byłaby wysoka, — rzekł sułtan zwracając się, aby odejść.
Kara Mustafa pozostał jeszcze przy Allarabie, który ponurym wzrokiem ścigał sułtana.
Następnie rzekł pocichu do wielkiego wezyra:
— Stała się twoja wola, życzenia; twoje są spełnione, wielki potężny baszo! Udasz się z wojskiem do Wiednia! Lecz powiedz czy nie byłoby lepiej, gdyby sułtan sam stanął na czele wojsk zwycięzkich i utwierdził swoją potęgę!
Kara Mustafa spojrzał bystro na kapłana.
— Sułtan? — zapytał, — wodzem ja przecież będę, — wiesz o tem, kapłanie?
— A cóżby było, wielki baszo, gdybyś był wodzem i sułtanem w jednej osobie?
Wielki wezyr patrzył na kapłana.
Kuszący obraz stawał nagle przed jego pożądliwym wzrokiem.
— Kapłanie, — rzekł, — co znaczą twoje słowa?... Tam idzie sułtan.
— Wiem o tem, wielki i potężny baszo... dzisiaj Mohamed jest sułtanem... jutro może być inny!
— Co za myśl kapłanie?
— Czyż to ja dopiero w twej duszy ją wzbudziłem? — zapytał Allaraba z powątpiewaniem, — jeszcze może nęcić twoją ambicyę? Gdy staniesz na czele wojsk, cóż ci przeszkodzi być sułtanem?