— I sądzisz, że w przyszłości jest mi przeznaczoną ta godność?
— Jest to w twych rękach! Dwa tylko cele są jeszcze przed tobą, wielki baszo! Są one nadzwyczajne, jak cała twoja świetna karyera! Dwa punkta końcowe masz do wyboru.
— Wymień mi je!
— Albo powrócisz jako sułtan i zwycięzca, albo też głowa twoja spadnie z ręki kata.
— Wybór nietrudny, kapłanie, — szepnął Kara Mqstafa, — ale wykonanie!
— Sądzisz, że trudne, wielki baszo? — zapytał Allaraba z pogardliwym uśmiechem, — czemże jest życie człowieka? Kilka minut, jedna chwila, już po niem!
— Kapłanie!...
— Widzisz ten kaik, który czeka na ciebie.... czy nie może się przewrócić? Czy nie może stać się nieszczęście? Czy życie sułtana nie jest w twych rękach?
— Kapłanie!...
— I czy nie może się zdarzyć, że ty się ocalisz, wielki baszo i że stanąwszy na czele wojsk każesz się ogłosić padyszachem?... Mienisz to trudnem ty, co masz w swych rękach wszelkie środki i potrzebujesz tylko odwagi do ich użycia? Czy wątpisz o swej odwadze?
— Co za myśl!... co za obrazy!...
— Zastanawiasz się co wybrać, Wielki baszo?... Tron czy śmierć?... Dopóki nie jesteś padyszachem, życie twoje nie jest bezpiecznem! Jeśli zwyciężysz, sułtan będzie się obawiał twojej potęgi... jeżeli cię zwyciężą będziesz odpowiedzialnym! W obu razach życie twe zagrożone! Umrzesz z ręki kata!
— Do czego mnie popychasz, kapłanie? — rzekł Kara Mustafa, przed którego wzrokiem stanął ów obraz, widziany niegdyś u Allaraby, gdy przyniósł mu głowę Koeprilego i gdy zobaczył swą własną głowę od kadłuba odciętą.
— Los twój jest w twoich rękach, wielki baszo! — mówił tonem upomnienia kapłan, — idź i zdecyduj się! Wiesz co ci potrzeba wiedzieć! Kaik jest zbudowany z nędznego drzewa. Nędzny zatem kawałek drzewa oddziela cię od twego celu! Usuń więc drzewo! Płyń do brzegu, a najwyższe miejsce będzie twojem! Czy będziesz jeszcze pytał o przyszłość? czy będziesz pytał, co masz uczynić, ażeby dojść do celu twoich życzeń, wielki baszo? Nikomu jeszcze wszystko tak nie było w ręce danem, jak tobie, żaden jeszcze śmiertelnik nie mógł się poszczycić, że tak przebył wszystkie szczeble, jak ty. Brak do łańcucha tylko ostatniego ogniwa! Pociągnij je ku sobie, a dojdziesz do wymarzonej mety.
Kara Mustafa słuchał w milczeniu, z ponurą twarzą, której rysy zdradzały doznawane przezeń wrażenia.
Następnie poszedł za sułtanem ku brzegowi, okrytemu również, jak woda Złotego Rogu ciemnością nocy.
Czarny zamysł, podszepnięty przez Allarabę, zajmował go.... zamysł płodny w straszne następstwa... Ale czyż mógł się cofnąć przed nim okrutny Kara Mustafa, który swojego poprzednika z zimną krwią skazał na śmierć, ażeby zająć jego miejsce? Czyż mógł się przerażać myślą usunięcia tego, który mu zawadzał na drodze do najwyższej potęgi?
Niezmierna jego ambicya, żądza panowania, chciwość, kazały mu dążyć niecierpliwie do tego najwyższego stanowiska. Czyż nie miał janczarów i bostandżich, czyż nie miał wszystkich
Strona:PL Jan III Sobieski król Polski czyli Ślepa niewolnica z Sziras.djvu/349
Ta strona została przepisana.
351
JAN III SOBIESKI.