przyszła przyjazna lub nieprzyjazna postawa państwa.
Królestwo w gniewie i oburzeniu opuścili zaraz po tem zajściu salony.
Tej jeszcze nocy ambasador kazał pakować kufry i przygotować powozy podróżne. Był niesłychanie oburzony przykrością, jaką wyrządzono jego kochanej, łagodnej, anielskiej małżonce. Nie chciał ani godziny dłużej pozostać w mieście i jeszcze przed świtaniem opuścił z Sassą i służbą Warszawę.
Noc zapadła nad starożytnym zamkiem warszawskim. Była to noc po festynie, który książę Aminow ze swą małżonką w gniewie opuścił.
Do małej bocznej bramy zamkowej, przez którą tylko senatorowie przechodzić mieli prawo zbliżyła się dama osłonięta długim ciemnym welonem.
Halabardnik stojący przed bramą przystąpił do niej.
— Czy kanclerz jest już w sali senatu? — zapytała dama uchylając welonu.
Halabardnik poznał wojewodzinę Wassalską.
— Tak jest, dostojna pani, — odpowiedział, — marszałek Połubiński i książę Ostrogski są także.
Jagiellona zapuściła welon i weszła na korytarz a następnie na schody.
Tymczasem w innej części zamku król udał się do swego pokoju, załatwiwszy jeszcze o tej późnej godzinie z kilkoma radcami niektóre sprawy pań stwa.
Tatar Iszym Beli otworzył drzwi sypialni i swoim zwyczajem położył się przed niemi, gdy Jan Sobieski wszedł do słabo oświetlonego pokoju.
Król był sam. Usiadł na kanapie. Zajścia ubiegłej nocy przesuwały się w jego umyśle.
Widocznem było, że Sassie było przeznaczonem odegrać wielką rolę w jego życiu.
Teraz wielkie niebezpieczeństwo groziło jemu samemu i całej Polsce. Małe przyczyny sprowadzają częstokroć wielkie skutki! Obrażające, pogardliwe znalezienie się Jagiellony względem małżonki księcia, mogło mieć nieobliczone następstwa, ponieważ książę oddalił się zagniewany.
Gdyby skłonił swojego władcę, którego był ulubieńcem i powiernikiem do połączenia się z Turkami prze ciwko Polsce i Austryi, w takim razie partya stałaby się bardzo nierówną.
Czoło Sobieskiego zachmurzyło się wkrótce jednak powróciła na nie pogoda...
Wspomniał o Sassie.
Wiedział, że wiernie przywiązaną jest do niego i że cobądźby zaszło, może na nią liczyć.
— Sassa, — myślał, uczyni wszystko, aby odwrócić od Polski nieszczęście.
Ta myśl uspokoiła go.
Obraz ślepej niewolnicy z Sziras stał przed jego oczyma, które się powoli zamknęły.
Obraz Sassy we śnie towarzyszył śpiącemu.
Widział ją przed sobą, patrzącą na niego. Słyszał jej łagodne, do serca przenikające wyrazy: “Mój dostojny panie!” które niegdyś tak często do niego mówiła.