Strona:PL Jan III Sobieski król Polski czyli Ślepa niewolnica z Sziras.djvu/376

Ta strona została przepisana.
 378
JAN III SOBIESKI.

Choremu pytanie to i miejsce, w ktorem się znajdował, nie zdawało się przyjemnem.
Nie wydał żadnego głosu. Był może zbyt słaby jeszcze.
Następnie skrzywił się i roześmiał z cicha swoim sposobem.
— Czy nie widzisz gdzie jesteś? — mówił Dorowski dalej, — dlaczegoś ty uciekł wtedy, dawno temu, odemnie?.... No, ale teraz cię znalazłem!
Czerwony Serafan nie czuł widać wielkiego przywiązania do swojego opiekuna, mimo to jednak skinął mu zlekka głową i podał rękę.
— Cieszę się, żem cię znalazł i że żyjesz, Stefanie, — rzekł wieśniak, — teraz zostaniesz przy mnie.
Czerwony Sarafan wstrząsnął głową i roześmiał się„ ale jeszcze słabo i cicho.
— Muszę iść w świat, — rzekł.
— Gdzieżeś tak długo był, Stefanie?
— To tu, to tam.
— I teraz nie chcesz tu zostać?
— Nie, nigdy!
Nie była to pożądana odpowiedź dla Dorowskiego, który myślał o nagrodzie jaką otrzyma za znalezienie swego wychowańca. Czerwony Sarafan mówił otwarcie, że nie mógłby wytrzymać na jednem miejscu.
Gdy wycieńczony chory zasnął znowu, Dorowski zaczął zastanawiać się, co ma zrobić i postanowił skorzystać z tego czasu przez który Sarafan nie mógł się oddalić. Gdyby się zaraz teraz udał do Warszawy, odszukał kapitana i zapytał: “Co mi pan dasz, jeżeli panu dostarczę Stefana?” to mógłby się spodziewać znacznej nagrody.
Jeszcze pożyteczniejszem wydało się Dorowskiemu, żeby się mógł sam dowiedzieć o pochodzeniu Stefana. Niebyło wątpliwości, że musiało to mieć jakieś znaczenie. Gdyby stary Wołoch żył jeszcze, Dorowski byłby się za pewne coś od niego dowiedział.
Kto byli rodzice Stefana?
Musiały to być jakieś wysoko położone osoby.
Dlaczego jednak stary sługa zamienił wówczas i uprowadził chłopca? Dlaczego rodzice doprowadzili go do tak nędznego stanu? A może to wszystko było dziełem Wołocha?
O tem wszystkiem trzeba się było dowiedzieć.
Dorowski widział, że chory Stefan leży nieporuszony.
Wstakł po cichu i poszedł ku drzwiom.
Otworzył je ostrożnie i wyszedł na pole. Następnie zamknął za sobą drzwi. Zamku one nie miały tylko zasuwę z wewnątrz, nie było zatem można zamknąć chorego.
Dorowski przez chwil kilka stał zamyślony na dworze.
Gdyby Stefan oddalił się podczas jego podróży do Warszawy?
W takim razie znów wszystko byłoby straconem!
Jednakże gdyby go wziął ze sobą?
I to nie było możebnem, bo gdyby nawet powoli dowlókł się z nim do Warszawy, to przynosząc go zaraz, straciłby całą nagrodę jakąby mógł otrzymać za jego wyszukanie.
— Teraz jeszcze nie może odejść, — pocieszał się Dorowski, — jest zanadto słaby. Jeżeli się pośpieszę, to będę mógł jeszcze na czas powrócić.
Z tem postanowieniem Borowski oddalił się od chaty, pozostawiwszy w onej Czerwonego Sarafana śpiącego.
Leżał on na sienniku przykryty kołdrą. Przy nim stały naczynia z wodą i wódką i leżał cicho.