Strona:PL Jan III Sobieski król Polski czyli Ślepa niewolnica z Sziras.djvu/38

Ta strona została przepisana.
 40
JAN III SOBIESKI.

Służący przywykli spełniać każde skinienie swojej rozkazodawczyni. Byliby zabili Sassę, gdyby im Jagiellona kazała to uczynić.
Przyskoczyli do niej i pochwycili ją.
Sassa nie broniła się.
— Jestem w twej mocy, pani, — rzekła, — wiem, że umrę, ale nie obawiam się śmierci! Ty pani lękaj się spełnić czyn, który zamierzyłaś, bo on sprowadzi twoją zgubę!
Służący uprowadzili ją z sobą.
— Pożałujesz swych słów niewolnico! — szepnęła Jagiellona, — kochasz Sobieskiego, poznałam to po twoim śpiewie! Śmierć tobie, skoro się poważasz stawiać mi opór! Jan Sobieski zginie i ty wraz z nim!

7.
Sassa i wojewoda.

Noc była ciemna, gdy Jan Sobieski powrócił z biesiadnej sali do swojego pokoju.
Nie zastał tam Sassy!
Gdzież się podziała ślepa niewolnica? Szukał jej wszędzie, ale nigdzie nie znalazł śladu. Pytał służących, ci jednak odpowiedzieli, że nic nie wiedzą.
Powiedział sobie zatem Sobieski, że Sassa uciekła i poszedł na spoczynek.
Tymczasem w ciągu nocy dały się słyszeć ciche, urocze dźwięki, o których niepodobna było powiedzieć, skąd pochodziły. Była to dziwnie tęskna, a jednak budząca pieśń, która się rozlegała w dolnych komnatach zamku. Dźwię ki te nie dochodziły aż do Jana Sobieskiego, nie słyszał on wcale ich przenikającego duszę odgłosu.
Kto inny słyszał tony tej pieśni.
Czerwony Sarafan od chwili jak zniknął z sali biesiadnej, pozostał ukryty w jednym z ciemnych kątów zamku. Teraz ten śpiew wywarł na niego wpływ nieopisany. Zerwał się. W całej jego istocie objawiło się nowe życie. Każdy członek jego ciała drżał. Udał się w kierunku odgłosu śpiewu i szukał na dole w ciemnych kurytarzach.
Służba oddaliła się. W obszernych, sklepionych lochach panowała głucha cisza. Ty]ko wicher od czasu do czasu przebiegał tamtędy ze świstem.
Czerwony Sarafan przeszedł ostrożnie przez korytarze. Dostał się na scho dy prowadzące do więzień w lochach i kierując się odgołsem śpiewu zeszedł na dół.
Ale ktoś inny także usłyszał śpiew. Michał Wassalski wyszedł także ze swych pokoi, jak tylko dźwięki doszły do jego ucha. Stanął i słuchał. Byłaż to pieśń wojenna, przy dźwięku której prowadził orszak bojowy do walki? Byłże to śpiew pożegnalny? Pieśń ta miała dziwną moc i potęgę. Michał Was salski słuchał.
Na galeryi na górze błyskało światełko...
Biała postać w nocnej odzieży ze świecznikiem w prawej ręce zaczęła postępować korytarzem. Blask światła padał na jej marmurowo zimną jak z kamienia wykutą twarz.
Była to Jagiellona.
Gdy spostrzegła swego małżonka, zbliżyła się żywo i z widocznem rozdrażnieniem do niego. Oczy jej płonęły ponuro. Przejęta była straszną myślą, można to było wyczytać z jej rysów.
— Przyszłam, ażeby cię obudzić, — szepnęła, — do dzieła! Jan Sobieski musi umrzeć tej nocy! Jutro już byłoby zapóźno!