Strona:PL Jan III Sobieski król Polski czyli Ślepa niewolnica z Sziras.djvu/384

Ta strona została przepisana.
386
JAN III SOBIESKI.

wiek i zapytał strażników stojących przy bramie, gdzieby mógł znaleźć kapitana Wychowskiego.
Był to Dorowski.
— Zlituj się — mówił, — nie zatrzymujcie mnie daremnie, zaprowadźcie mnie do niego... mam mu donieść o ważnej rzeczy!
— Kapitana Wychowskiego nie ma już w Warszawie, — odpowiedział jeden z halabardników.
Dorowski zawiedziony załamał ręce.
— Jakto?... przybyłem zapóźno?... gdzież jest? — zapytał.
— Jest na wojnie, przybyłeś zapóźno, — odpowiedział halabardnik.
Dorowski był jak odurzony.
Co miał począć? Nie miał sposobu zawiadomienia Wychowskiego o tem, że wynalazł Stefana.

93.
Niemy posłaniec.

Od Mahomeda II i Solimana I nigdy jeszcze Turcya nie wystawiła tak wielkiej armii, jak ta, która rozłożyła się ogromnym obozem pod Adryanopolem i pod wodzą wielkiego wezyra Kara Mustafy miała wyruszyć pod Wiedeń.
Była tam dwakroć ośmdzlesiąt tysięcy regularnego wojska, nie licząc nieregularnych żołnierzy.
Zbrojna ta siła rozkwaterowaną była w blizko stu tysiącach namiotów.
Wielki wezyr przybył do-obozu ze swym licznym orszakiem, ażeby pod Adryanopolem odbyć wielki przegląd sił zgromadzonych.
Gdy przybył do janczarów, przyjęli go oni objawami posłuszeństwa i przywiązania, które tem większe miały znaczenie, że postawa tego oddziału decydowała o postawie całej armii.
Tymczasem rozbito namioty dla wielkiego wezyra i dla jego orszaku, w którym znajdowały się także jego żony i eunuchy. Niedaleko mieściły się także namioty indyjskiego kapłana, który ciągle starał się być blizko wezyra, obserwował każdy krok jego i radził mu, jak ma postępować.
Po przyjęciu, jakiego doznał Kara Mustafa, nie podlegało wątpliwości, że mógł on liczyć w każdym razie na ogromną swą armię, że w tej chwili sułtan nie był już faktycznym panem Turcyi. Gdyby zaś Kara Mustafa na czele tej armii odniósł świetne zwycięztwa i nastręczył swoim żołnierzom łup obfity, to mógłby z wielką łatwością zasiąść na tronie.
Syn spaha zbliżał się krok za krokiem do swego utęsknionego i wymarzonego celu. Już teraz był wszechwładnym, ponieważ rozporządzał siłą zbrojną, której niepodobna było oprzeć się, chociaż jeszcze nie osiągał stanowiska, jakiego w zaślepionej ambicyi chciwie pożądał.
Nazajutrz po swojem przybyciu Kara Mustafa na wspaniałym wierzchowcu, otoczony swymi stronnikami i oficerami odbył przegląd. Z dumą i zadowoleniem patrzył na wojsko różnej broni i na niezliczone armaty. Była to armia, na czele której, sądził, że mógłby zdobyć świat cały.
Pułki były przywiązane do niego i patrzyły nań, jak na człowieka, który miał je poprowadzić do zwycięztw i łupów.
W tem jeden z oficerów oznajmił wielkiemu wezyrowi, że do obozu przybył seraskier z misyą od padyszacha.
Była to wiadomość niespodziewana i niespodziewana wizyta. Czego chciał