Strona:PL Jan III Sobieski król Polski czyli Ślepa niewolnica z Sziras.djvu/386

Ta strona została przepisana.
388
JAN III SOBIESKI.

łeś pułki? Kto się poważy oprzeć dowódcy — tak silnej armii?
Z utajonym tryumfem słuchał Allaraba tych słów, mierząc badawczym wzrokiem wielkiego wezyra, który od tej chwili był zupełnie w jego ręku.
Jeżeli Kara Mustafa pójdzie za jego radą i odeśle wysłannika sułtańskiego z sznurem na szyi, to będzie dokonanym krok stanowczy, nastąpi zerwanie pomiędzy nim i sułtanem i wielki wezyr będzie musiał piąć dalej stromą ścieżką i dostać na tron albo zginąć.
Wielki wezyr powrócił do tej części namiotu, w której znajdował się seraskier.
Trzymał on w ręku czerwoną skrzynkę, otworzył ją i wyjął jedwabny sznurek.
— Będziesz także moim posłańcem, Ibrahimie baszo, — rzekł, — moja odpowiedź dla sułtana ju£ jest zdecydowana.
— Jakże brzmi? — zapytał nie domyślając się niczego seraskier.
— Jest to odpowiedź bez słów. Będziesz moim niemym posłańcem, Ibrahimie baszo, — odpowiedział wielki wezyr.
Seraskier zadziwiony spojrzał pytająco. Co znaczyły te słowa wielkiego Wezyra.
Niepewność Ibrahima nie trwała.długo.
— Nie wiem co na to powiesz, wysłanniku sułtański, — rzekł Kara Mustafa, — sznurek ten przeznaczyłem dla ciebie i chcę go odesłać padyszachowi ma twojej szyi.
Seraskier nie wierzył swoim uszom. Odpowiedź ta decydowała w sposób okropny o stosunku wezyra do sułtana.
— Czyś się zastanowił nad następstwami podobnego kroku — zapytał.
— Postanowienie moje jest niezmiernie, idzie tylko o to, czy chcesz sam sobie założyć jedwabny sznurek, czy też to mają zrobić moi mamelucy, których w takim razie jak sądzę, sowicie najprzód wynagrodzisz.
— Rozumiem teraz twój zamiar i postanowienie! — odpowiedział seraskier, — ale nim wykonasz swą wolę, przypomniej sobie, że sam także jesteś śmiertelny. Ja spełniam rozkaz naszego wspólnego pana, a ty chcesz mu się oprzeć. Czy rzeczywiście czujesz się tak silnym, że się poważasz wystąpić przeciw rozkazowi sułtana!
Ja służę półksiężycowi! Gdybym zginął teraz, wszystko byłoby straconem! Któżby poniósł chorągiew proroka pod wały Wiednia? — zapytał Kara Mustafa z nieopisaną dumą i pewnością siebie, — twój wzrok nie sięga tak daleko. Sułtan i jego państwo byliby zgubieni, gdyby kto inny stanął na czele pułków żądnych zwycięztwa! Rzecz zdecydowana! Będziesz moim niemym posłańcem do padyszacha. Zrozumie on tę odpowiedź.
— Więc każ wykonać na mnie swój wyrok, Mustafo baszo, jestem w twej mocy! — rzekł seraskier spokojnie, — jestem wysłannikiem sułtana i dlatego nie mogę sam odbierać sobie życia, gdyż wykroczył przeciwko moim obowiązkom! Czyń zatem co uważasz za dobre i sprawiedliwe!
Zaczęło się ściemniać i mamelucy wielkiego wezyra przynieśli do namiotu świeczniki.
Kara Mustafa podał im jedwabny sznurek.
— Seraskier, — rzekł wskazując na Ibrahima, — pragnie się przenieść do krainy wiecznego słońca, w której panuje błogość i rozkosz. Zabijcie go i wynieście za obóz. Tam przywiążcie go do