Strona:PL Jan III Sobieski król Polski czyli Ślepa niewolnica z Sziras.djvu/387

Ta strona została przepisana.
389
JAN III SOBIESKI.

jego konia i oddajcie go towarzyszom z rozkazem, aby niemego posłańca odprowadzili do seraju w Stambule.
Mamelucy rzucili się na seraskiera.
Nie bronił się on, lecz z właściwą Turkom rezygnacyą i pogardą śmierci dał na sobie wykonać wyrok.
Upadł na sofę.
Mamelucy okręcili jedwabny sznurek około jego szyi i ściągnęli go.
Straszny wyrok okrutnego wezyra został spełniony w kilku chwilach.
Ibrahim basza został zaduszony. Wyzionął ducha. Ostatniem jego słodem było: “Ałłah!”
Kara Mustafa przypatrywał się temu bez najmniejszego wzruszenia.
W tej samej chwili jednak los jego także się rozstrzygnął. Mosty za nim były spalone. Musiał się piąć stromą ścieżką do szczytu władzy. Syn spaha chciał zasiąść na tronie Kalifów i ująć ster rządu. Odpowiedź dana przezeń sułtanowi objawiała wyraźnie ten zamiar.
Światło świec padało na nieruchomą, bladą twarz Ibrahima baszy, który w usługach swego władcy śmierć poniósł.
— Czyńcie co wam rozkazałem! — rzekł Kara Mustafa, wskazując na jego zwłoki.
Słudzy wynieśli ciało seraskiera z namiotu.
Nieopodal stał na uboczu w półcieniu kapłan indyjski. Sprawiał on w tej chwili wrażenie złego ducha, którego dziełem było wszystko.
Ponury jego wzrok śledził martwego wysłannika sułtana, którego ciało nieśli mamelucy.
Na końcu obozu orszak seraskiera oczekiwał powrotu pana, albo jego rozkazów. Murzyn trzymał wierzchowca we wspaniałej uprzęży. W pobliżu stało sześciu służących z lektyką.
Gdy mamelucy wielkiego wezyra przybliżyli się ze zwłokami, poznali słudzy Ibrahima baszy swojego pana. Na szyi jego był okręcony jedwabny sznurek. Żaden nie wyrzekł słowa, ani nie wydał jęku boleści. Przyjęli to tak, jak gdyby nic nadzwyczajnego me zaszło.
Rozkaz wielkiego wezyra został wykonany w cichości.
Mamelucy przywiązali zmarłego seraskiera do wspaniałego wierzchowca, poczem podali jego cugle Murzynowi.
— Odprowadźcie swego pana do Stambułu, — rzekli, — macie go odstawić do seraju tak jak jest.
Słudzy zwrócili się w stronę Mekki i odmówili modlitwy. Następnie puścili się w drogę do Stambułu postępując tak, jak gdyby ich pan żył jeszcze. W drodze zadawali my pytania, donosili mu o tem co zaszło, oddawali mu pokłony, a na stacyach podawali mu jadło i napój, nim się posilili sami.
Po wyprawieniu niemego posłańca indyjski kapłan wszedł do namiotu wielkiego wezyra.
Kara Mustafa spojrzał nań z wyrazem determinacyi.
— Wiesz co się stało, kapłanie? — zapytał, — poszedłem za twoją radą!
— Wiedziałem o tem naprzód, potężny baszo i wodzu. Teraz droga do sławy jest przed tobą otwarta, — odpowiedział Allaraba.
— Rano pułki wyruszą w drogę, rozkazy już są wydane, — mówił wielki wezyr dalej, — nie chcę zwlekać ani chwili. Im prędzej przybędziemy pod Wiedeń, tem pewniejsze będzie zwycięztwo. Tatarzy już wyruszyli.
— Przychodzę z prośbą dp ciebie, panie, — rzekł Allaraba.