Strona:PL Jan III Sobieski król Polski czyli Ślepa niewolnica z Sziras.djvu/39

Ta strona została przepisana.
41 
JAN III SOBIESKI.

— Nie mogę wymyśleć sposobu zabicie go tak, żeby się rezcz nie wydała, — odrzekł Michał Wassalski ponuro.
Dźwięki ucichły na dole, a w tej chwili dał się słyszeć w oddali wśród ciszy nocnej śmiech przeraźliwy.
— Czy słyszysz? — szepnęła Jagielona.
— Ten czerwony szatan jest w zamku, — rzekł wojewoda pocichu.
— Czerwony szatan niech zabije twojego rywala, — szepnęła Jagieł]ona, — czerwony szatan niech usunie tego, któremu przepowiedziano koronę! Michał Wassałski spojrzał na straszną kobietę, podszczuwającą go do nowego strasznego czynu.
— Bądź ty na chwilę czerwonym Sarafanem, — mówiła dalej Jagiellona zaledwie dosłyszalnym głosem, — zabij Jana Sobieskiego! Wina spadnie na to nocne zjawisko. Chodź! Chodź za mną! Jeszcze słów parę i pozostawię cię samego!
Jagiellona pociągnęła za sobą swego małżonka długim korytarzem, przez który wiatr przewiewał.
Tymczasem czerwony Sarafan dostał się do więzień ego lochu.
Słuchał on dźwięków, które go wabiły z taką potęgą, których urok opanowywał go zupełnie.
W ciemnych lochach na dole znalazł drzwi prowadzące do kaźni, w której osadzono ślepą niewolnicę.
Wielki klucz tkwił w zamku. Przekręcił go i otworzył drzwi.
Śpiew tak potężnie działał na słuch tego szczególnego człowieka, że gdy wszedł do Sassy, ukląkł przed nią.
Czerwony Sarafan klęczał przed skowronkiem, który go oczarował swym śpiewem.
Ślepa niewolnica usłyszała, że drzwi jej więzienia otworzyły się. Zamilkła zatem i pocichu, powolnie opuściła okropne miejsce, które jej żona wojewody przeznaczyła za więzienie.
Było ciemno, strasznie ciemno wśród lochów i na górze w korytarzach zamkowych, ale Sassa była przywykłą do ciemności, gdyż światło dla niej nie istniało.
Ślepa niewolnica dziękowała Bogu, że drzwi więzienia otworzyły się przed nią, gdyż głos wewnętrzny jej mó wił, że tej nocy Jana Sobieskiego oczekiwało nowe nieszczęście.
Sassa nie czuła prawie swojej rany. Tylko gdy poruszała ręką, aby za pomocą macania odnaleźć drogę, doznawała żywego, przejmującego bólu.
Ale serce dziewczęcia, myślącego tylko o tem, który był zagrożony niebezpieczeństwem, nie dawało jej myśleć o własnem cierpieniu.
Wyszła po schodach z lochów na górę.
Tu zatrzymała się i słuchała. Wydało jej się, że słyszy czyjś chód ostrożny w korytarzu na górze.
Było już po północy, w zamku panowała głęboka cisza. Goście wojewody udali się do przeznaczonych dla siebie pokoi i poszli na spoczynek. Służba także już oddawna poszła do swych izb sypialnych.
A jednak ktoś się zakradał w korytarzu na górze.
Sassa słuchała. Zdawało jej się, że rozpoznaje ginący w oddali odgłos kroków wojewody.
Poszła ku szerokim schodom prowadzącym do górnych apartamentów.
Pocichu i ostrożnie weszła na schody. Przybywszy na górę zwróciła się w boczny korytarz, prowadzący do pokoju Jana Sobieskiego.
Ślepa niewolnica znalazła drzwi i zapukała do nich pocichu.