Strona:PL Jan III Sobieski król Polski czyli Ślepa niewolnica z Sziras.djvu/398

Ta strona została przepisana.
400
JAN III SOBIESKI.

dowódców, wtedy wszystko mogłoby przybrać obrót inny.
Służąca powróciła do niej.
— Czy halabardnicy nie domyślają się czego? — spytała Jagiellona pocichu.
— Nie, pani, są w korytarzu i pilnują drzwi, — odpowiedziała służąca, — paź jest zawiadomiony! O północy będzie gotów!
— Czy od strony okien nie ma warty?
— Nie przypuszczano widać ucieczki, gdyż okna są dość wysoko, — odpowiedziała służąca, — ale gdy rosły koń stanie pod oknem, będzie pani mogła z łatwością zejść z okna na niego.
— Chód konia może zwrócić uwagę, a przytem bramy miasta są zamknięte.
— Paź obmyślił wszystko, pani będzie on wiedział, jak uniknąć wszelkiego niebezpieczeństwa.
— Uważaj na niego, gdy się będzie zbliżał.
Służąca otworzyła drzwi prowadzące do przyległej sypialni i otworzywszy drzwi, wyglądała.
Wkrótce ukazała się we drzwiach.
— Zdaje się, że nadjeżdża, pani, — szepnęła.
Następnie podała wojewodzinie długie ciemne okrycie z kapturem do osłonięcia głowy.
Jagiellona przystąpiła ze służącą da otwartego okna w ciemnej sypialni.
— Paziu! — szepnęła.
Dwa konie stały pod oknem w pogotowiu. Na jednym z nich siedział paź.
— Jestem tu, pani, — rzekł cicho, — jest północ! Nikogo nie ma w bliskości! Kopyta koni obwinięte szmatami, że nie było słychać ich chodu. Jeżeli pani wojewodzina ufa mi, to proszę zejść na konia stojącego pod oknem.
Jagiellona bez trudności, przy pomocy pazia, zeszła na konia i usiadła na nim, pożegnawszy skinieniem głowy służącą.
Paź ujął cugle jej konia.
Żaden odgłos nie zdradził ucieczki.
— Przez bramę miasta wyjechać nie możemy, — rzekła cicho do pazia Jagiellona.
— Nie, pani, pojedziemy przez ogród zamkowy. Tam nas nikt nie spotka, — odrzekł paź.
Wojewodzina przypomniała sobie, że w murze otaczającym ogród zamkowy, była furtka prowadząca za miasto.
Paź wszystko dobrze obmyślił.
Na szczęście ulica z pałacu do zamku była zupełnie pusta.
Najmniejszy szmer nie zdradzał jadących, którzy zwrócili się w małą uliczkę, prowadzącą do wielkiej bramy ogrodowej.
Brama była tylko przymknięta. Paź postarał się o to, żeby jej nie zamykano.
Popchnął bramę i wjechał z wojewodziną do pogrążonego w ciemności ogrodu.
W zupełnej ciszy postępowały konie drogą prowadzącą przez ogród. Następnie paź zeskoczył z konia i wziął oba konie za cugle, aby je prędzej doprowadzić do furtki.
Gdy przejechali ogród zbliżył się do furtki i otworzył ją.
Ponieważ przejście było za wązkie, przeprowadził najprzód konia wojewodziny, która nie zsiadła, a następnie swojego i pocichu przymknął furtkę za sobą.
Krzyk tryumfu wydarł się z ust Jagiellony, gdy opuściła miasto. Mogła teraz dalej prowadzić walkę przeciwko temu, którego nienawidziła.
Paź dosiadł swojego konia.