Strona:PL Jan III Sobieski król Polski czyli Ślepa niewolnica z Sziras.djvu/406

Ta strona została przepisana.
408
JAN III SOBIESKI.

Gdy hetman pożegnał się z nimi, kazał paziowi przyprowadzić konia i dosiadłszy go odjechał, aby się skomunikować z dowódcami dla poradzenia im, ażeby swoje marsze opóźniali i nie połączyli się na czas z Sobieskim.
— Nie widać tu w bliskości ani wioski ani jakiegokolwiek ludzkiego mieszkania, pani wojewodzino, — rzekł Allaraba do Jagiellony po odjeździe Paca, — żałuję, że nie mam nawet namiotu, abym go mógł odstąpić pani!
— Czyliż w tej budzie nie możnaby schronić się na noc? — zapytała Jagiellona.
— Tak jest, pani wojewodzino, ja spałem w tej budzie. Tutaj nad brzegiem rzeki jest takich bud kilka, — odpowiedział Allaraba, — nie śmiałbym jednak proponować pani jednej z nich.
— Noc będzie zimna, kapłanie, wolę zatem schronić się na noc do takiej budy, kapłanie, — odrzekła Jagiellona. — Pozostań w swojej, a ja pójdę do następnej. W tej odludnej okolicy dobre jest takie schronienie!
— Tem bogatsze i wygodniejsze wydadzą się pani wojewodzinie namioty w obozie wielkiego wezyra, — rzekł Allaraba, tam nie będzie nic brakowało.
— Jutro wyruszymy, kapłanie! Dobranoc! — odpowiedziała Jagiellona i poszła do najbliższej budy, a Allaraba udał się do swojej, aby przepędzić noc na słomie.
Gdy wojewodzina weszła do niskiej szopy, nie mogła nic w niej widzieć. Była zmęczoną, rozłożyła swoje okrycie i położyła się na niem.
Gdy usypiała, zdawało jej się, że słyszy oddech ludzki blisko siebie, pomyślała jednak, że to szelest wiatru nocnego, poruszającego słomą.
Zasnęła.
Niedalej, jak o dwa kroki od niej spał czerwony Sarafan tak twardym snem, iż nie słyszał wcale, ze ktoś wszedł do szopy i położył się. Nad ranem, gdy brzask dzienny dostał się już do wnętrza, on był jeszcze we śnie pogrążony.
Światło dzienne rozbudziło przywykłą do miękkiej puchowej pocieśli Jagiellonę, która na tem nędznem posłaniu spała źle i niespokojnie.
Gdy się podniosła, o mało nie wyda ła okrzyku przerażenia.
Spotkała leżącą pod ścianą budy szczególną postać człowieka rudowłosego w czerwonej odzieży. Domyśliła się odrazu, że przepędziła noc obok czerwonego Sarafana, uważanego za krwawe widmo wojny.
Wstała, dostrzegła bowiem coś takiego, co zwróciło szczególną jej uwagę.
Oczy jej rozwarte szeroko, zwrócone były na niewielki przedmiot znajdujący się na piersiach śpiącego.
Czerwona jego bluza roztworzyła się i ukazała medalik z relikwiami, który miał na szyi.
Nie wierzyła swym oczom. Znała ten medalion w starożytnej oprawie. Z kąd czerwony Sarafan mógł go dostać?
Medalion ten kasztelan krakowski zawiesił niegdyś na szyi dziecięcia, któremu ona dała życie, a które następnie skazane zostało przez nią na powolny zgon w podziemiu!
Chłopiec ten nie żył, nie żył oddawna. Jagiellona była o tem przekonaną, sądziła jednak, że jego medalion został wraz z nim pochowany, gdy kazała Stefanowi zakopać jego kości.
A teraz medalion wisiał na szyi tego szczególnego człowieka.
Było to niepojęte.