Strona:PL Jan III Sobieski król Polski czyli Ślepa niewolnica z Sziras.djvu/410

Ta strona została przepisana.
412
JAN III SOBIESKI.

ciła się w stronę, zkąd ją odgłos kroków dochodził.
— Poważam się zapytać księżnej pani, — rzekł Rochester przystępując do ławki, — czy nie miałem już szczęścia spotkać się z nią w Warszawie albo w jakiej innej podróży.
— Jeżeli się nie mylę, jesteś pan hrabia Rochester, — odpowiedziała Sassa z pewnym niepokojem, wstając z miejsca.
— Skoro mam szczęście być znajomym księżnej pani, prosiłbym o zaszczyt pozostania w jej towarzystwie, — odpowiedział Rochester.
— Nie mam zwyczaju pozostawania z obcymi, — rzekła Sassa spokojnie, chcąc się oddalić.
— Nie jestem pani jednak obcy, skoro pani znasz me nazwisko. Błagam i zaklinam cię pani, chciej pozostać!
Słowa te wymówione były głosem namiętnym, który przeraził Sassę.
— Tembardziej wobec tak natarczywej prośby zostać nie powinnam, — odrzekła.
Rochester gwałtownie pochwycił jej rękę, chcąc ją zatrzymać.
Sassa wyprostowała się dumnie.
— Puść mnie pan, panie hrabio! — rzekła rozkazująco z wyrazem oburzenia w twarzy, — nie waż się mnie zatrzymywać! Pamiętaj coś przysięgał królowej!
— Królowej? — spytał Rochester zdziwiony.
— Królowej Maryi Kazimierze. Czybyś pan zapomniał tej przysięgi?
— Rozumiem, chcesz mi pani dać dowód, że mnie lepiej znasz niż sądziłem. Uszczęśliwia mnie to, pani. Od pierwszej chwili, gdy cię ujrzałem, obraz twój przepełnia mą duszę. O, gdybyś pani czuła, co się w tej chwili dzieje w mojem sercu!
— Przestań pan! Nie chcę słuchać podobnej mowy! — rzekła Sassa stanowczym głodem — gdyby mój mąż słyszał pana, ukarał by pana szpadą za takie słowa!
— On nas nie słyszy, najdroższa, — uśmiechnął się Rochester, usiłując ponownie ująć rękę Sassy, — nikogo tu nie ma, nikt nas nie widzi!
— Tembardziej honor wymaga, ażebyś mnie pan opuścił!
— Żądaj odemnie wszystkiego, tylko nie tego, księżno! Podobnie przyjazna chwila może nie zdarzy się więcej. Muszę ci wyznać, że cię kocham, pani!
— Nie mów pan o miłości! Czyliż tego samego nie mówiłeś królowej? Czyś jej nie przysiągł kochać i być wiernym? A teraz mówisz do mnie to samo! Daj sobie sam odpowiedź, — mówiła Sassa pogardliwie. — Kto, jak pan, każdej spotkanej kobiecie mówi, że ją kocha, ten jest niegodnym uwodzicielem, któremu idzie o to tylko, aby gubić słabe i bezbronne kobiety!
Rochester drgnął... pokonał jednak gniew i uśmiechnął się znowu.
— Chcesz mnie pani odpędzić temi słowy, — mówił, — lecz zapominasz, że nic od ciebie nie przyjmę za obrazę, bo cię kocham! Nie bądź okrutną! nie obrażaj się! Słowa moje świadczą tylko, jak wielką jest twoja potęga! Czyż mogę cię nie kochać? Czyż mogę nie lekceważyć wszelkich niebezpieczeństw, ażeby cię posiadać? Czyż nie twa piękność jest tego przyczyną? Tak, księżno, kocham cię całą namiętnością mej duszy! Musisz być moją!
Pochwycił jej rękę gwałtownie.
— Puść mnie pan albo zawołam pomocy! — zawołała Sassa groźnie.