Strona:PL Jan III Sobieski król Polski czyli Ślepa niewolnica z Sziras.djvu/411

Ta strona została przepisana.
413
JAN III SOBIESKI.

— Wysłuchasz mnie pani, wiem o tem, — mówił Rochester dalej, — czyż nie czujesz, jak gorąco cię kocham?
— Czyż panu nie dość nieszczęścia, na jakie naraziłeś królową? Puść mnie pan! Jestem zamężna! Nie chcę pana słuchać dłużej.
— Piękna, zachwycająca istoto! — szeptał hrabia Rochester namiętnie, klękając przed Sassą i chcąc ją pochwycić w objęcia, — bądź moją! Wysłuchaj mnie!
— Precz! nie dotykaj mnie pan! — zawołała Sassa.
— Nikogo nie ma w blizkości! Nikt nas nie widzi i nie słyszy! Musisz być moją!
— Ratunku! — zawołała przerażona młoda księżna.
Widocznie jednak nie było w bliskości nikogo, żeby jej pospieszył na pomoc.
Rochester objął ją i przyciskał do siebie coraz silniej.
Szczęśliwy wypadek zrządził, że lekarz Braila wyszedł właśnie do ogrodu, ażeby umówić.się z księżną o dzień operacyi.
Głos wołający pomocy dobiegł do niego z oddalenia.
Braila stanął i wsłuchał się.
Zkąd pochodził ten okrzyk trwogi?
W blizkości nikogo widać nie było.
A jednak nie mógł się łudzić.
Stał i słuchał.
Żadnego głosu słychać nie było.
Nie! Jakieś szczególne echo dobiegło do jego ucha.
— Przekleństwo panu i pana haniebnej namiętności! — brzmiał głos, — zginę a nie dam się pokonać!
Gałęzie trzeszczały... w krzakach odbywała się jakaś walka.
Braila pospieszył w stronę, z której go głos dochodził.
Tymczasem Sassa całem wysileniem wyrwała się z objęć Rochestera i odepchnęła go. Broniła się rozpaczliwie i zwyciężyła.
Jednakże Anglik, którego oczy pałały, a twarz gorzała płomieniem, nie myślał dawać jeszcze za wygraną.
Sassa omackiem szukając drogi uchodziła. Rochester gonił ją i wyciągał obie ręce, ażeby ją pochwycić.
Spostrzegł to nadchodzący Braila.
— Co to się dzieje, księżno? — zapytał.
Sassa usłyszała głos doktora i odetchnęła.
— O! to dobrze, że pan przychodzisz, — rzekła drżącym głosem, wyciągając do niego ręce.
— Pan hrabia Rochester? — zapytał Braila zdziwiony.
— Odprowadź mnie pan do mego pokoju, — rzekła Sassa do doktora.
Rochesterowi widocznie była nieprzyjemną ta przeszkoda.
— Szczególna scena! — rzekł Braila, — panie hrabio Rochester, w moim domu i ogrodzie panuje spokój i dobry obyczaj! Ze zdziwieniem widzę, że pan zakłócasz tu porządek i bezpieczeństwo. Mój dom i ogród są od dzisiejszego dnia zamknięte dla pana.
— Kto się poważy je zaniknąć! — zawołał Anglik chwytając szpadę.
— Ja! bronię domu mego przeciwko godnym pogardy wybrykom, panie hrabio! Sądzę, że mam do tego prawo!
Rochester w tłumionym gniewie zacisnął wargi.
— Hrabia Rochester dziś jeszcza wyjeżdża, księżno, — rzekł Braila do Sassy, odprowadzając ją do domu — i nigdy więcej tu się nie pokaże!