Służąca Sassy nadeszła i odprowadziła dalej swą panią.
Rochester pienił się z gniewu, ale spokój odktora zniewalał go do milczenia.
Czy chciał uniknąć jakich nieprzyjemności, czy też obawiał się nadciągnięcia hord tatarskich, dosyć, że rzeczywiście jeszcze tego wieczoru opuścił Wiedeń.
Przednia straż Turków złożona z lekkiej jazdy tatarskiej, posuwała się coraz bardziej w głąb kraju, a za nią nadciągał Kara Mustafa z wielkim obozem, w którym dla niego kilka wielkich i wspaniałych rozbijano namiotów.
Książę lotaryngski mając tylko dwadzieścia cztery tysiące ludzi, stał naprzeciw trzechkroć stotysięcznej siły tureckiej, prowadzącej z sobą dwieście pięćdziesiąt dział.
Wskutek tego książę był zmuszony cofać się do Wiednia, gdzie dowodził energiczny Ernest Ruediger hrabia Stahremberg.
W dniu trzeciego września, 1682 r. Polacy przybyli do Tuli, gdzie Jan Sobieski nie zastał bynajmniej wojsk cesarskich w takiej sile, jak było umówione i jak się spodziewał.
Po połączeniu się z księciem Lotaryngii, obaj bohaterzy, niegdyś rywale w współubieganiu się o koronę polską, przeszli w dniu 6 i 7 września przez Dunaj.
Teraz potrzeba było połączyć się z Bawarami i wojskami Rzeszy. Elektor Saski Jan Jerzy III., młody Maksymilian Emanuel bawarski i książę Waldeck, dowodzący wojskami Rzeszy, nadciągnęli, ażeby się połączyć z księciem lotaryngskim i Polakami przeciwko Turkom.
W obozie tureckim wojska zostające pod chorągwią Proroka tak były przekonane, że są nieprzezwyciężonemi, iż nikt nie troszczył się o nieprzyjaciela. Wiara w własną potęgę ożywiała nietylko wielkiego wezyra janczarów, ale wszystkie pułki tureckie.
Dowódca janczarów był stary znakomity basza, który podobnież jak wielki wezyr prowadził z sobą cały swój harem i w czasie tej kampanii zdobył już liczne łupy, które wieziono osobnym wozem.
Janczarowie byli uważani nietylko za pierwszy, lecz za najwaleczniejszy pułk, zajmowali też wyjątkowe stanowisko i odznaczali się wielką samowolą. Oni to przecież już nieraz strącali nielubionych sułtanów i innych osadzali na tronie.
Nic dziwnego, że Kara Mustafa miał dla nich największe względy, że ich przy każdej sposobności wyróżniał i tak postępował, jak gdyby należał sam do ich pułku jako dowódca. Pochlebiał baszy i janczarom, miał bowiem na myśli po zdobyciu Wiednia ogłosić się sułtanem, a mając janczarów za sobą, mógł być pewnym powodzenia tego zamiaru, gdyż inne pułki szły ślepo za ich przykładem.
Pewnego dnia pochmurnego i dżdżystego Kara Mustafa postanowił pokazać się znowu wojskom przejeżdżając przez obóz. Ukazanie się jego wywierało zawsze wielki wpływ na żołnierzy, którzy się tym sposobem przyzwyczaili widzieć w nim swego najwyższego zwierzchnika. Od stano-