pełnił służbę w seraju, on jednak nie mógł jej poznać, gdyż zawsze widywał ją zasłoniętą.
— Czy długo jeszcze pozostaniemy tu obozem? — zapytała idąc z nim do namiotu.
— Nie... najdalej za parę dni wyruszymy w pochód na Wiedeń, — odpowiedział młody oficer, — wielki wezyr nie spocznie, póki chorągwi Proroka nie zatknie na wieżach tego miasta.
— A następnie ogłosi się sułtanem, nieprawdaż?
— Duma jego i ambicya nie mają granic.
— A cóż na to mówią janczary?
— Nie oprą się jego zamiarom, jeśli im nada nowe przywileje.
Potwierdzało się zatem to, czego obawiała się sułtanka. Gdy oficer odszedł i została sama w namiocie, zacisnęła groźnie pięści.
— Nie osiągniesz swojego zbrodniczego celu, — rzekła z dziką energią, — jeszcze czas na pokrzyżowanie twych planów! Pragniesz osiąść na tronie! Chcesz mego syna obalić, zabić, ażeby zająć potem miejsce, a janczary chcą ci na to pozwolić, byłeś im oddał cząstkę swego łupu! Mylne twoje rachuby, zacny Mustafo! Nie domyślasz się, kto jest przy tobie, ażeby w niwecz obrócić plany! Drżyj przedemną! Padniesz z mej ręki!
Tymczasem wielki wezyr objechał cały obóz i powracał do swojego z wielkim przepychem urządzonego namiotu.
Wchodząc do niego zastał przed namiotem kilka osób w cudzoziemskiej odzieży. Poznał indyjskiego kapłana i jego służącego, oraz zasłoniętą welonem Jagiellonę i pazia.
Wszedłszy do największego namiotu, przed którym zawsze stała warta, kazał przyprowadzić do siebie przybyłych gości przyjął ich bardzo łaskawie.
— Przynosimy ci dobre wieści, wielki i potężny baszo, — rzekł Allaraba, po odejściu orszaku wielkiego wezyra, gdy tylko kilku niewolników pozostało w głębi namiotu, — postępujesz nieprzerwanie naprzód z zwycięzką swoją armią i wkrótce u stóp twoich będzie leżał świat cały. Patrz, kto przybywa do twojego obozu! Dostojna wojewodzina Wassalska!
— Witam cię, pani, — rzekł Kara Mustafa do Jagiellony, — szukasz u mnie opieki? Znajdziesz ją niezawodnie!
— Wojewodzina chce się z tobą połączyć, wielki i potężny baszo, — powiedział kapłan.
— Wojewodzina chce opuścić i zdradzić kraj swoich ojców? — zapytał Mustafa.
— Jan Sobieski, który jej nienawidzi, wygnał ją, — objaśnił Allaraba.
— A teraz chce się na nim pomścić?
— Chcę go obalić, łącznie z tobą, wielki wezyrze, — odpowiedziała Jagiellona, — przybywam do ciebie, aby w imieniu magnatów mego kraju zawrzeć z tobą przymierze.
— W imieniu magnatów twego kraju, pani? Mnie doniesiono, że Sobieski z wielką liczbą panów i znacznem wojskiem wyruszył, ażeby się złączyć z Lotaryngczykiem, — rzekł Kara Mustafa.
— Przychodzę do ciebie w imieniu niezadowolonych, wielki wezyrze, — mówiła Jagiellona dalej, — a liczba ich jest niemała. I hetman polny litewski do nich się liczy.
Strona:PL Jan III Sobieski król Polski czyli Ślepa niewolnica z Sziras.djvu/414
Ta strona została przepisana.
416
JAN III SOBIESKI.