Strona:PL Jan III Sobieski król Polski czyli Ślepa niewolnica z Sziras.djvu/416

Ta strona została przepisana.
418
JAN III SOBIESKI.

Litwinów, których zastęp był mu potrzebny bardzo do wzmocnienia jego sił.
Nie rozbijał formalnego obozu, ponieważ nie miał zamiaru długo pozostawać na miejscu i zachodziło niebezpieczeństwo napadnięcia przez Tatarów.
Rozstawił placówki, zakazawszy im rozpalania ogni i obozował z wiernem swem wojskiem, w miejscu, o ile można było najlepiej osłoniętem nad brzegiem Dunaju.
Znajdował się tu niewielki dom opuszczony przez mieszkańców. Ten dom zajął król dla siebie i dla swego otoczenia.
Nad wieczorem placówki spostrzegły nadjeżdżającego nad brzeg jeźdźca, który zmierzał prosto do obozowiska polskiego.
Z początku widzieli tylko konia i znajdującą się nad nim nierozpoznalną masę, która zupełnie przylegała do jego grzbietu.
Żołnierze nie spuszczali z oka zbliżającego się galopem konia.
— Ha! czy nie widzicie? — zawołał jeden z nich wskazując, — czy nie widzicie, kto na koniu siedzi? Nie, nie siedzi, lecz leży, objął konia za szyję obiema rękami i pędzi jak wicher stepowy.
— Tak, teraz i ja go widzę! — rzekł drugi żołnierz, — to czerwony Sarafan!
Trzeci żołnierz przeżegnał się.
— Jeżeli to nie jest duch, to niech zginę, — rzekł, — czyliż nie zjawia się znowu, gdy ma przyjść do przelewu krwi?
— To czerwony Sarafan! — potwier dził pierwszy, — spieszy, jak gdyby bał się spóźnić.
— Powiedzcie sami ludzie, jak on wygląda, rzekł trzeci żołnierz do swych towarzyszów, — czy nie jak wysłaniec szatana, albo sam szatan?
— To tylko z powodu czerwonego ubrania i niespokojnego usposobienia, — zauważył drugi, — jest w nim coś złowieszczego, ponieważ zawsze wtedy się ukazuje, gdy ma nastąpić bitwa, ale złym podobno nie jest.
— Tak mówisz! Ale czy wiesz o tem na pewno? — mówił dalej trzeci, — ja z nim nic nie chcę mieć do czynienia! Kto go wie, skąd on się bierze! Tego on nawet sam nie wie! Jest niespełna rozumu a śmieje się i tańczy jak waryat!
— Być może, że jest niespełna rozumu, — przyznał pierwszy, — nie wygląda na zwykłego człowieka. Cicho zbliża się! Patrzcie tylko jak się trzyma na koniu! Odgłos szczególnego śmiechu doszedł do placówki.
Jeździec zeskoczył z konia, którego żołnierze przytrzymali i uwiązali.
Czerwonego Sarafana cieszyło to widocznie, że napotkał placówki polskie. Znalazłszy się wobec żołnierzy zaczął podskakiwać i tańczyć swoim zwyczajem. Wyciągał przytem długie swe ręce wzdłuż ciała i schylał się tak jak gdyby miał przez nizki otwór przeskoczyć.
— Dokąd? — zawołał trzeci żołnierz, patrząc nań podejrzliwie i mając widocznie chęć nie wpuszczenia go w głąb obozu.
Czerwony Sarafan stanął na chwilę, podrapał się w głowę i roześmiał.
— Czego tu chcesz? — zapytał pier wszy żołnierz.
— Pewno przyjdzie do rozlewu krwi, kiedy się tu pojawiasz? — zapytał drugi.
Czerwony Sarafan nie miał jednak widać ochoty odpowiadać na te pytania. W ogólności bardzo rzadko, w wyjątko-