Strona:PL Jan III Sobieski król Polski czyli Ślepa niewolnica z Sziras.djvu/419

Ta strona została przepisana.
421
JAN III SOBIESKI.

W tej chwili hetman polny koronny Jabłonowski wszedł rozdrażniony do pokoju. Należał on do najwierniejszych stronników króla. Rysy jego zdradzały, że przychodzi z fatalną wiadomością.
— Jakąż wiadomość przynosisz mi hetmanie? — spytał król.
— Smutną wiadomość, najjaśniejszy panie. Nieszczęśliwy jesteś, że ją przynoszę! — odpowiedizał Jabłonowski.
— Mów, jestem przygotowany na wszystko, — rzekł Sobieski.
— Książęta, którzy spieszyli do nas i na których czekamy, najjaśniejszy panie, wrócili do siebie, i kazali oznajmić waszej królewskiej mości, że w ich państwach wybuchły niepokoje.
— Kłamstwo, proste kłamstwo! — zawołał Sobieski z gniewem, — chcą mnie wystawić na zgubę, niepokoje są wymysłem! Ale dość tego! Będziemy walczyli bez nich i spełnimy nasz obowiązek! Dziękuję ci, Sarafanie, za twe doniesienia! Nie wierzyłem im, lecz sprawdziło się to, coś mówił! Każ sobie dać jeść i pić, będę pamiętał o tem, żebyś dostał zasłużoną nagrodę.
Król zwrócił się do Jabłonowskiego i innych dowódców, aby z nimi odbyć naradę. Służący wniósł światło.
Gdy cezrwony Sarafan wychodził z namiotu wieczór już zapadł. Ognisk obozowych nie palono. Cisza i ciemność panowała dokoła. Żołnierze otuleni płaszczami spali.
Czerwony Sarafan przeszedłszy obóz położył się na jego końcu.
Noc zapadła, a na wschodzie ukazywał się księżyc, rzucając blade światło na pola i wybrzeża tak, że czerwony Sarafan mógł widzieć całą drogę.
Nie mógł, spać, wodził zatem wzrokiem dokoła.
W blizkości znajdowana się placów ka, mająca dawać baczenie na okolicę. Czerwmny Sarafan znajdował się między placówką a obozem.
Nagle podniósł się nieco.
Bystry wzrok jego dostrzegł ciemny punkt poruszający się i zbliżający do obozu.
Wartownicy powstali i poczęli również uważać.
Punkt powiększał się. Ciemna postać przybliżała się coraz bardziej.
Placówka nie spuszczała jej z oka.
Nareszcie żołnierze przy blasku księżyca zaczęli ją poznawać.
— To mnich! — rzekł pierwszy, — czy nie widzicie, że ma czarny habit i czarny kaptur na głowie.
— Tak, masz słuszność, to mnich, — szepnął drugi, — idzie do obozu!
— Trzeba na niego zawołać, — zaproponował pierwszy.
— Cicho bądź!... Nie czyń tego!... Ja go poznaję! To duch z warszawskiego zamku! — rzekł trzeci.
— Nocne zjawisko? — zapytał drugi.
— Tak jest, — przyznał także i pierwszy, — przepuśćmy go... nicby nam nie odpowiedział.
Nocny gość obozu przybliżył się po woli.
Trzej żołnierze przeżegnali się.
Nie patrząc na nich, mnich przeszedł powolnie, jak widmo. Dostał się bez przeszkody do obozu. Rzeczywiście przypominał on zupełnie tajemnicze zjawisko zamkowe. Żołnierze nie śmieli go zatrzymać.
Tajemniczy gość zbliżył się do czer wonego Sarafana, który leżał cicho w wysokiej trawie i tylko głowę podniósł nieco, obserwując mnicha, który, jak się zdawało, wcale go nie widział.