Strona:PL Jan III Sobieski król Polski czyli Ślepa niewolnica z Sziras.djvu/423

Ta strona została przepisana.
425
JAN III SOBIESKI.

Nazajutrz Braila uchylił znowu nie co więcej okiennicy i w pokoju zrobiło się nieco jaśniej, chociaż okna były ciągle jeszcze od promieni słońca zabezpieczone.
Sassa patrzyła na wszystkie przed mioty z nieopisanem zajęciem. Znała ona wszystkie z dotykania, a teraz spostrzegała kształty, doznawała niewyraźnego jeszcze wrażenia barw, i do tego dopiero przyzwyczajać się musiała. Pod tym względem miał słuszność Braila, pierwszy mężczyzna, którego szanownej i poważnej twarzy dokładniej się przyjrzała.
Następnie przyszedł książę i wzruszającem było patrzeć na nią, gdy przystąpiła do niego a następnie stanęła usz częśliwona i zdumiona. Po raz pierwszy ujrzała już nietylko zarysy postaci ale twarz swego małżonka, który jej przyniósł kosztowny łańcuch i zawiesił na szyi.
— Ostatnie niebezpieczeństwo prze minęło, — zadecydował Braila, — jutro będziemy mogli otworzyć okiennice zasłaniając tylko okna kolorowymi firankami od światła, a później, gdy dzień będzie pochmurny, księżna pani będzie mogła wyjść.
Książę przejęty wzruszeniem, podziękował leakrzowi za pomoc i powiedział mu, że dziesięć beczek złota przyniesiono w tej chwili do jego domu, jako umówione honoraryum za szczęśliwą operacyę.
Jednego z następnych dni, kiedy niebo było pochmurne, Sassa mogła opuścić pokój, którego okiennice teraz już zupełnie były otwarte.
Książę wyprowadził Sassę do ogrodu, w którym każde drzewo, każdy krzew, każdy kwiat wprawiał w radość i zachwyt dziwiącą się wszystkiemu Sas sę. Nie mogła się ona niczemu napatrzeć, wielbiła łaskę nieba i dobroć swego małżonka, któremu zawdzięczała możność używania życia i podziwiania wszystkiego.
Tymczasem przybył do Wiednia ku ryer z Moskwy, ażeby oznajmić księciu, że jego monarcha powołuje go do siebie. Kuryer ten z wielkim trudem dostał się do stolicy cesarskiej.
Gdy książę zawiadomił o tym rozkazie swą małżonkę, zachwycającą się wszystkiem, co widziała, zgodziła się ona z nim, że trzeba wyjeżdżać natychmiast.
Przygotowano powozy podróżne, pożegnano się z lekarzem i oznaczono wyjazd na dzień następny.
Pomimo, że hrabia Stahremberg, komendant miasta przybył do księcia, ażeby mu przedstawić niebezpieczeństwo wyjazdu, postanowienie jego było niezachwiane. Oświadczył, że nie może pozostać dłużej w Wiedniu.
Dla jego małżonki rozstanie się z miastem, w którem ujrzała światło dzienne, było tem przykrzejszem, że byłaby chętnie pozostała w Wiedniu, ażeby dzielić trudne położenie z jego miesz kańcami, ale musiała się poddać.
Godzina odjazdu nadeszła. Lekarz Braila przybył raz jeszcze do pałacu księcia, zbadał oczy Sassy i uznał, że nie ma już żadnego niebezpieczeństwa, i że cała kuracya powiodła się świetnie.
Sassa serdecznie pożegnała swojego dobroczyńcę, następnie wsiadła z księciem do powozu podróżnego, służba zajęła miejsce w innych powozach i wkrótce cały orszak przebył bramę mia sta udając się w daleką podróż.
Napróżno oficerowie osady pilnującej bramy ostrzegali księcia o grożących niebezpieczeństwach. Nie chciał on w nie wderzyć i puścił się w drogę, przekonany, że hordy tureckie jego, ja-