Strona:PL Jan III Sobieski król Polski czyli Ślepa niewolnica z Sziras.djvu/427

Ta strona została przepisana.
429
JAN III SOBIESKI.

Oddział bliższy, złożony z Tatarów, stanowił straż przednią. Za nim nadciągało właściwe wojsko tureckie.
Beli znalazł to, czego szukał, teraz tylko potrzeba było czegoś więcej się dowiedzieć.
Puścił się nagle, jak gdyby należał do poprzedniej straży z pagórka i udał się do głównego korpusu.
Ponieważ był Tatarem, ukazanie się jego nie zwracało uwagi. Małe flankowe oddziały tatarskie widziały go, ale nie myślały zatrzymywać. Plan jego widocznie był dobry.
Bez przeszkody dostał się do Tatarów, a gdy ci patrzyli na niego, jako na nienależącego do ich oddziału, powiedział im, że przeszedł do nich z innego oddziału.
Było to prawdopodobnem i Tatarzy nie wątpili, iż mówił prawdę. Iszym Beli pozostał u nich, rozmawiał z nimi i powoli dowiedział się wszystkiego, co chciał wiedzieć. Postępował tak ostrożnie, że nikt nie odgadł jego zamiaru.
Nad wieczorem, gdy straż przednia dostała się właśnie na górę, z której można było dobrze wszystko widzieć dokoła, nadjechał nagle oficer wysłany przez wielkiego wezyra i dał przedniej straży rozkaz zatrzymania się.
Tatarzy wykonali rozkaz, zeskoczyli z koni i rzucili się na trawę.
Iszym Beli położył się także w blizkości drogi przechodzącej przez wzgórze, ażeby stąd przyjrzeć się dokładnie całej nadciągającej zbrojnej masie i zauważyć w jakim kierunku się zwraca. Zależało mu na tem, ażeby dojść, czy Turcy podzielą się w tem miejscu, ażeby równemi drogami podstąpić pod Wiedeń już oddawna okrążony przez dążące przodem hordy Tatarów.
Nagle spostrzegł Iszym Beli u stóp wzgórza wspaniały orszak, który odłączył się od głównej masy wojska i zmie rzał prosto ku wzgórzu.
Wielbłądy, prowadzone przez Murzynów, okryte kosztpwnie haftowanemi czaprakami, niosły na grzbiecie ludzi, nad którymi pół nadzy Murzyni trzymali roztworzone wielkie parasole. Cały orszak otoczony był janczarami. O ficerowie, mający dlań przygotować miejsce na wzgórze, puścili się naprzód.
Widocznem było, że naczelny dowódca chce z tego wzgórza rozpatrzyć okolicę.
Osób, składających orszak, których twarze zasłaniały parasole, Iszym Beli nie mógł rozpoznać.
Świetna kalwakada przybliżyła się bardziej.
Konwój janczarów, których broń połyskiwała w słońcu, był wskazówką, że na pierwszym wielbłądzie, prowadzonym przez dwóch Muraynów, siedział zapewne sam wielki wezyr.
Dalej szły dwa wielbłądy przybrane również z wschodnim przepychem, a następnie jechało grono oficerów, stanowiących świtę jadącego na czele.
Iszym Beli, który leżał tuż przy drodze przy swoim koniu, wstał, ażeby widzieć lepiej i stanął tuż obok konia, cugle jego niedbale trzymając w ręku.
Murzyni, prowadzący pierwszego wielbłąda, przeszli tuż koło niego.
Stosownie do zwyczaju, Iszym Beli padł na kolana. Blask drogich kamieni i złota w turbanie, pasie i szabli wiel kiego wezyra olśniewał oczy patrzących nań z podziwem, był to bowiem obecnie mocarz, w którego ręku zostawało życie wszystkich.
Następnie nadeszły dwa dalsze przez Murzynów prowadzone wielbłądy.
Iszym Beli zauważył, że na zbliżają cym się doń wielbłądzie siedziała ko-