Strona:PL Jan III Sobieski król Polski czyli Ślepa niewolnica z Sziras.djvu/431

Ta strona została przepisana.
433
JAN III SOBIESKI.

Nagle dał się słyszeć szmer od strony namiotu kobiet.
Sułtanka spojrzała w tę stronę.
Rysy jej rozjaśniły się.
Wielki wezyr powracał do swego namiotu.
Jeszcze więc nie wszystko było stracone, jeszcze sułtanka mogła swój plan wykonać.
Kilku niewolników z zapalonemi świecami towarzyszyło wielkiemu wezyrowi i przyświecało.
Gdyby sułtanka w tej chwili ujęła sztylet i rzuciła się na ambitnego, niesytego bogactw i zaszczytów Kara Mustafę?
Nie! Chwila odpowiednia jeszcze nie nadeszła.
Dopiero w namocie postanowiła nań uderzyć, ażeby swego syna wyswodzić ze strasznego niebezpieczeństwa.
Gdy Kara Mustafa przechodził koło niej, stanął na chwilę i przypatrzył się jej.
— Sam stoisz przed namiotem? — zapytał.
— Tak, panie, ale tam jest jeszcze kilku żołnierzy, — odrzekła sułtanka.
Wielki wezyr wszedł z niewolnikami do namiotu.
Już tylko kilka godzin było do rana. Z tego czasu sułtanka musiała skorzystać. Była bladą z wzruszenia i niepokoju, zaledwie mogła oddychać, serce jej prawie bić przestało.
Kara Mustafa poszedł do swojej sypialni. Po jednej stronie stało tam jego łoże, wysłane jedwabną pościelą, po drugiej wisiało kosztowne zwierciadło weneckie, w szerokich ramach ze złota i drogich kamieni, w jednej z wypraw tureckich przeciwko Wenecyi zdobyte.
Na małym stoliku stał świecznik.
Wielki wezyr odprawił służbę, chcąc pójść na spoczynek. Położył się i wkrótce zapadł w ów stan półsnu, w którym marzenia mieszają się z rzeczywistością. Leżał w ubraniu na jedwabnych poduszkach, a twarz miał zwróconą do zwierciadła.
W tem z cicha coś zaszeleściało za nim. Dywan, którym ściana była pokrytą, poruszył się.
Wielki wezyr nie mógł tego zauważyć, gdyż był plecami odwrócony do ściany.
Dywan się uchylił.
Ukazała się głowa sułtanki Walidy.
Matka miała przed sobą śmiertelnego wroga swojego syna.
Kara Mustafa znajdował się w jej ręku.
Cała jej postać wysuwała się z poza dywanu. Prawą ręką wyjęła długi, ostry sztylet z za pasa i wstrząsnęła nim nad leżącym.
Ruch ten jednakże widział w zwierciadle wielki wezyr, który, czy to jeszcze nie zamknął oczu, czy też otworzył je, usłyszawszy szmer jakiś... Sztylet jasno błysnął w zwierciadle.
Kara Mustafa zerwał się w mgnieniu oka.
Gdyby się był zawahał jedną chwalę, byłby zgubiony.
Odskoczył na stronę... Sułtanka nie zadała mu ciosu, lecz ujrzała go przed sobą. Sztylet jeszcze trzymała w ręku.
— Śmierć ci, nędzniku! — zawołała, rzucając się ku niemu i zrzucając nakrycie z głowy, — śmierć cl łotrze, który czychasz na tron mojego syna!
— Co to jest? — zawołał wielki wezyr, — ty nie jesteś janczar Murad, ty jesteś sułtanka Walida.
— Przysięgłam ci śmierć!