Strona:PL Jan III Sobieski król Polski czyli Ślepa niewolnica z Sziras.djvu/432

Ta strona została przepisana.
434
JAN III SOBIESKI.

— Niewolnicy! — zawołał Kara Mustafa, — do mnie! Schwytajcie tę waryatkę!
Niewolnicy wbiegli.
Wielki wezyr wskazał im przebraną za janczara sułtankę, która rzeczywiście w tej chwili wyglądała, jak obłąkana.
— Zarzućcie jej zasłonę na głowę, zaprowadźcie ją do namiotu kobiet i tam ją pilnujcie, — rozkazał wielki wezyr, — odbierzcie jej broń, żeby nie popełniła jakiego szaleństwa. Później postanowię, co z nią zrobić.
Niewolnicy rozbroili sułtankę i zarzucili jej na głowę zasłonę. Musiała się poddać przemocy. Czuła, że wszystko stracone.
Rozkazujący, dumnie wyprostowany Kara Mustafa wskazywał na nią.
— To niespodzianka! — mówił z szyderczym uśmiechem, — szczególna wizyta! Sułtanka Walida przychodzi w nocy do namiotu Mustafy! Jakaż to gwatłowna miłość popycha ją do tego niedozwolonego czynu!
— Nienawiść popchnęła mnie do tego! — odpowiedziała sułtanaka, otoczona niewolnikami, — nienawiść! śmiertelna nienawiść!
— Róbcie co rozkazałem! — rzekł wielki wezyr.
Niewolnicy zaprowadzili zasłoniętą sułtankę do namiotu kobiet, gdzie czarni eunuchy przyjęli ją pod dozór.
Co się z nią stać miało?
Znajdowała się w ręku swego śmiertelnego wroga. Nieopisana wściekłość przeciw samej sobie miotała nią. Byłaby sobie chętnie odebrała życie, ażeby się ukarać za to, że jej się nie udało zamordować tego, którego już miała w ręku. Ale nie miała broni, a niewolnice czuwały nad nią.
Kara Mustafa stał ponuro zamyślony przed swym namiotem.
Sen uciekł zupełnie z jego powiek.
Między nim a sułtanem przyszło do zupełnego zerwania. Teraz już nie było można cofnąć się, trzeba było iść drogą prowadzącą do tronu! Sułtan siedział jeszcze na tronie, ale już wiedział, co go czekało. Dowodem tego było ukazanie się sułtanki Walidy, która pragnęła zgładzić rywala swojego syna.
Kapłan Allaraba popchnął wielkiego wezyra na tę niebezpieczną, ale ponętną drogę. Allaraba w świetnych barwach skreślił mu życie sułtanów i nakłaniał go do każdego kroku.
Teraz już wszystko było rozstrzygnięte.
Kara Mustafa miał w ręku sułtankę Walidę i mógł ją kazać zabić. Tym sposobem przyszło do otwartego zerwania pomiędzy nim i sułtanem, zerwania, do którego niemy posłaniec utorował drogę.
— Naprzód! — brzmiał głos kuszący w duszy nienasyconego w ambicyi i żądzach rozkoszy człowieka, — ani godziny nie ma do stracenia! Naprzód do Wiednia! A gdy upadnie stolica cesarzów, gdy na jej murach ukaże się chorągiew Proroka, wtedy zwycięzkie wojsko obwoła mnie sułtanem i po twym trupie, padyszachu, wstąpię na tron.... Jakiż to uroczy i wabiący cel dla mej dziełalności jest otwarty!

105.
Anioł biednych.

Tymczasem w oblężonem mieście Wiedniu nędza i troska rozpostarły swoje okropne panowanie.