Strona:PL Jan III Sobieski król Polski czyli Ślepa niewolnica z Sziras.djvu/433

Ta strona została przepisana.
435
JAN III SOBIESKI.

Codziennie nadchodziły wiadomości o nowych okrucieństwach, których dopuszczali się Tatarzy i Turcy na tych nieszczęśliwych, którzy wpadli w ich ręce.
Oddawna już nie dowożono do miasta żadnych środków żywności i przerwaną została wszelka komunikacya, z wojskiem księcia lotaryngskiego. Wszystkie miejscowości leżące w pobliżu miasta lub na drodze Turków, zostały spustoszone i zniszczone. Z nieopisaną trwogą mieszkańcy Wiednia oczekiwali chwili, w której dzielni. obrońcy miasta, zmuszeni głodem i wycieńczeniem będą musieli zaniechać oporu.
Osada liczyła zaledwie dwanaście tysięcy ludzi, licząc w to dwanaście tysięcy, któremi dowodził Lesty i gwardyę obywatelską, do której zaciągali się rzemieślnicy, kupcy, urzędnicy i studenci, ażeby bronić ojczystego miasta i raczej zginąć, niż poddać je nieprzyjacielowi.
Do robót około szybkiego ufortyfikowania zewnętrznych wałów miasta, znajdujących się w złym stanie, spieszyli wszyscy bez różnicy wieku i płci.
Mieszkańcy miasta mieli czas pewien na dokonanie tych robót, ponieważ dopiero w dniu 14 lipca Turcy w niezmiernej masie, półksiężycem rozłożyli się dokoła stolicy, paląc i pustosząc wszystko dokoła, jak to czynili w całym pochodzie. Piękne przedmieście Leopolda troskliwie oszczędzane przez hrabiego Etahremberga uległo także temu losowi. Książę lotaryngski sądził, że z tego przedmieścia będzie mógł utrzymać komunikacyę z miastem, ujrzał się jednak zmuszonym przejść przez most i oddalić się, tak, że miasto zostało zupełnie zamknięte i pozbawione stosunków z resztą Świata, a narażonem na codzienne zaczepki oblegających, którzy zbierali się coraz większą siłą.
Pod kierownictwem generała broni Stahremberga, surowego i energicznego komendanta miasta, obrona zorganizowała się wprawdzie tak dobrze, jak tylko było możebnem, ale czyż opór mógł trwać długo, skoro masy nieprzyjacielskie wzrastały z każdym dniem, a armaty jego niosły śmierć i zniszczenie w obręb murów miasta.
Kobiety i dzieci, po części płaczące z głodu i osłabione kryły się do piwnic i do ciemnych izb, ażeby uniknąć niebezpieczeństwa i nie słyszeć huku armat, które od czasu do czasu wzniecały pożary w mieście.
A na wałach i murach miasta odważni lecz nieliczni obrońcy z trudnością stawiali opór naciskowi nieprzyjaciela, który w dzień i w nocy pojawiał usiłowania, ażeby zrobić wyłom w murach i dostać się do miasta.
Hrabia Stahremberg widział sam, że pomimo jego surowowści, ożywiona rozpaczliwą odwagą garstka obrońców niedługo zdoła się utrzymać, gdyż nędza rozpościerała już swoje straszne panowanie nad uciśnionem miastem.
Na rynku, na którym obrońcy zbierali się i zmieniali, i na którym także codziennie schodzili się naczelnicy miasta dla narady, zbierała się codzień wzrastająca liczba nieszczęśliwych, którzy łaknęli chleba i nie mieli nic dla opędzenia najpierwszych potrzeb.
Głód i nędza wypisane były na wszystkich twarzach, narzekania kobiet i dzieci, które leżały na ulicach, a w bitwach straciły mężów i ojców, przenikały każdego do głębi serca.
Rozległ się dzwon alarmowy oznajmiający nowy atak i bitwę na wałach, lub wybuchnięcie pożaru, w którym z domów.