Strona:PL Jan III Sobieski król Polski czyli Ślepa niewolnica z Sziras.djvu/435

Ta strona została przepisana.
437
JAN III SOBIESKI.

kiej uwagi, co Tatar spostrzegł natychmiast.
Przyczołgał się on do czerwonego Sarafana.
— Czy nie śpisz? — szepnął.
Czerwony Sarafan pochylił się, aby rozpoznać pytającego.
— Co, Iszymie Beli? — zapytał.
— Zdaje się, że o nas zapomnieli. Oblężeni strzelają tutaj, widać, że nas chcą ocalić, szepnął Tatar, — możemy uciec.
Czerwony Sarafan wstrząsnął głową.
— Mnie nic nie zrobią, — odpowiedział.
— Chcesz czekać?... — rzekł Iszym Beli, — ja nie! Wolę uciec!
— Nie zajdziesz daleko! — roześmiał się czerwony Sarafan, — czyliż wszędzie nie ma żołnierzy?
— Co tam, ja ucieknę! — odrzekł Tatar cicho, — tutaj jesteśmy pewni śmierci! Cóż możemy stracić na ucieczce?
Sarafan zerwał się w mgnieniu oka.
— Jest ciemno, chodź! — rzekł.
— Nie tam! — odpowiedział Tatar, — jeżeli mamy uciec, to tylko w tamtą stronę.
Do miasta?
— Tak!
— Na cóż nam się to przyda? Tam będziemy także więźniami, — odpowiedział czerwony Sarafan.
— W mieście znajdziemy opiekę.
— Nie przyjmą nas, Iszymie Beli.
— Gdy ty przyjdziesz, nic nam nie zrobią. Ciebie znają wszyscy.
Czerwony Sarafan swoim zwyczajem zdecydował się szybko, gdyż zaledwie Tatar wymówił te słowa, zwrócił się za nim.
Żołnierze tureccy stali w niejakim oddaleniu przy armacie, którą właśnie nabito. Ciemność sprzyjała planowi jeńców.
Przekonawszy się, że żadnego żołnierza nie było blisko, czerwony Sarafan wdrapał się jak kot na stromą ścianę rowu.
Iszym Beli udał się za nim.
Na górze byli żołnierze tureccy, obserwowali błysk dział z wałów wiedeńskich.
Dwaj jeńcy nie mówili do się ani słowa.
Dostawszy się na górę czerwony Sarafan, bystrym wzrokiem zauważył natychmiast, gdzie jest wolne przejście i zaczął czołgać się ku temu miejscu.
Potrzeba tylko było jeszcze wyminąć przednie straże tureckie, umieszczone na osłoniętych stanowiskach i obserwujące bramy miasta oraz przestrzeni, która oddzielała oblegających od wałów miasta.
Iszym Beli miał na oku oficerów i żołnierzy tureckich, stojących po obu stronach w pewnej odległości.
Straszny huk dział wstrząsnął ziemią i powietrzem. Zdawało się, że świat się kończy, i że ogniste kule, przelatujące powietrze, rozniosą wszędzie śmierć i zniszczenie.
Jak przyczajone zwierzę pragnące uciec od ludzi, czołgał się czerwony Sarafan powoli i ostrożnie.
Uwaga Turków zwróconą była na armaty i kule i gdy właśnie jedna z kul tureckich trafiła w budynek miejski, z którego zaraz potem wybuchnęły płomienie, radość oblegających była wielka.
Z tej chwili skorzystał czerwony Sarafan, ażeby szybko posunąć się dalej i oddalić od grup pobliskich. Iszym Beli także nie tracił tej pomyślnej sposobności, dążąc szybko w ślad swego towarzysza.