Strona:PL Jan III Sobieski król Polski czyli Ślepa niewolnica z Sziras.djvu/44

Ta strona została przepisana.
 46
JAN III SOBIESKI.

W tej samej chwili tuż przy nim dał się słyszeć śmiech przeraźliwy, który niemile się rozległ po obszernej komnacie.
Nocny gość drgnął. Śmiech ten brzmiał szatańsko i mógł go zdradzić.
— Braciszku! he! he! Braciszku — dał się słyszeć gołs nieprzyjemny, podobny do głosu obłąkanego.
Tuż przed zdrętwiałym wskutek tego zajścia nocnym gościem komnaty ukazała się pochylona postać i strasznie wykrzywiona twarz czerwonego Sarafana.
— Teraz stąd nie wyjdziesz braciszku! — mówił czerwony Sarafan, chwytając za czerwoną koszulę nocnego gościa, — teraz potańczymy z sobą... he! he!...
I znów rozległ się przeraźliwy, do szpiku kości przejmujący śmiech.
Nocny gość zdawał się być bardziej na wszystko przygotowanym niż na obecność w tem miejscu czerwonego Sarafana, który przyskoczył do niego, a w chwilę potem rzucił się na niego z wściekłością.
W ciemnej części pokoju rozpoczęła się zacięta walka, — walka z widmem.
Czerwony Sarafan nie chciał puścić tego, którego czerwona koszula spodobała mu się bardzo, a napadnięty nagle nocny gość wpadł w wściekłość i zapragnął się pomścić na widmie za to, że w komnacie, do której przyszedł, nie zastał tego, kogo szukał.
Czerwony Sarafan śmiał się dziko i z taką siłą ściskał za gardło silniejszego napozór przeciwnika, że ten ostatni chwiać się począł.
Rozległ się ten śmiech okropny po komnacie i rozpoczęła się w niej wściekła walka. Wojewoda czuł, że nie sprosta widmu, które kościstemi palcami ujęło jego szyję, niby w żelazne klamry.
Dobył jednak wszystkich swych sił i tak uderzył niespodziewanego przeciwnika, że ten puścić się musiał jego szyi, ale uczepił się za to czerwonej koszuli i szarpał ją odsłaniając czarne ubranie, którą pokrywała.
Czerwony Sarafan był wprawdzie raniony bronią Wassalskiego, lecz zdawał się nie uważać na to.
— Umieraj, przeklęte widziadło! — zgrzytnął zębami wojewoda i zadał nowy cios rzucającemu się na niego zagadkowemu stworzeniu.
Ale czerwony Sarafan wyrwał mu broń, odrzucił ją i nanowo pochwycił go za szyję.
Zdawało się, że wojewoda ulegnie, że widmo uzyska zupełną przewagę.
Wojewoda czuł, że mu oddechu brakuje. Bronił się rozpaczliwie, tak, że powstał głośny krzyk w ciemnym pokoju.
Siły Wassalskiego poczynały już odstępować. W śmiertelnej trwodze trzymał się jeszcze wprawdzie rąk widma, chcąc je odciągnąć od swej szyi, ale te ręce trzymały go tak potężnie, że blizkim był zaduszenia się. Jeszcze chwil kilka, a wojewoda, który przed kwadransem dopiero był człowiekiem w pełni sił i który z zamiarem morderstwa wszedł do tego pokoju, byłby trupem.
W tej chwili powstała zwiększająca się coraz bardziej wrzawa w korytarzach starego zamku. Dały się słyszeć odgłosy kroków zbliżających się ludzi.
Czerwony Sarafan wsłuchiwał się w ten odgłos, ale nie puszczał szyi swego przeciwnika, którego ręce bezwładnie opadły.
Nagle drzwi pokoju otworzyły się