Strona:PL Jan III Sobieski król Polski czyli Ślepa niewolnica z Sziras.djvu/441

Ta strona została przepisana.
443
JAN III SOBIESKI.

Czerwony Sarafan kopnął ze wzgar dą konającego i pochwycił jego konia za cugle.
Kanclerz Pac i dowódca Litwinów słyszeli krzyk hetmana i widzieli czyn czerwonego Sarafana, gdyż nadjeżdżali galopem.
Ale czerwony Sarafan dosiadł już wówczas konia i uchodził. Tylko echo jego śmiechu dobiegło do dwóch ludzi, którzy zastali Michała Paca tarzającego się we krwi.
Próbowali oni ścigać zabójcę, ale czerwony Sarafan był dobrym jeźdźcem i uchodził jak widmo po oświetlonej blaskiem księżyca płaszczyźnie. Tak jadąc, wpadł nazajutrz w ręce tureckiego oddziału i widzieliśmy, z jaką wielką trudnością wydostał się z niewoli.
Kanclerz i dowódca Litwinów powrócili wreszcie do miejsca, w którem leżał zabity Michał Pac, przywiązali go do konia, pozostawionego przez czer wonego Sarafana i pojechali ku północy, aby się oddalić od wojska.
Michał Pac drogo przypłacił swoje mordercze zamiary.

107.
Wysłańcy oblężonych.

Dzielni obrońcy Wiednia nietylko kilkakrotnie odparli wściekłe ataki Tur ków, zadając im znaczne straty, ale nieraz nocami czynili wycieczki, ażeby tym sposobem zaopatrzyć się w żywność i dać możność posłańcom przekraść się przez szeregi oblegających.
Posłańcy ci mieli wezwać księcia lotaryngskiego, króla polskiego i innych książąt, aby spieszyli na pomoc, gdyż obrońcy miasta pomimo odwagi, dzielności i bohaterstwa niedługo mogli się utrzymać.
Jednakże liczba Turków otaczających Wiedeń, była tak ogromna, że pod woj nem kołem otaczali oni Wiedeń i posłańcy wszyscy wpadali w ręce Turków, którzy ich zabijali bez litości i przywiązywali następnie do wysokich pali, ażeby oblężeni widzieć mogli, co się stało z ich wysłańcami.
Tymczasem coraz gwałtowniejszą była potrzeba i konieczność wejścia w komunikacyę z dowódcami wojska, przywołania ich na pomoc i przedstawienia im wzrastającej z dniem każdym nędzy oblężonych.
Nawet hrabia Stahremberg i inni bohaterscy dowódcy miasta podzielali to żądanie i trapili się myślą, że Wiedeń bez ratunku będzie zgubiony, jeżeli pomoc szybko nie nadejdzie.
Środków żywności tak dalece brakowało, że pozbawieni wszelkiego źródła zarobku biedniejsi mieszkańcy nieszczęśliwego miasta musieli jeść chleb, w którym do ciasta mieszano trociny drzewne i tym podobne przedmioty, ponieważ mąki już było bardzo niewiele. Zabijano psy, koty i inne zwierzęta, ażeby zaspokoić głód... ale czyż długo można było utrzymać życie przy pomocy takich środków? Zaraźliwe choroby zabierały już codziennie liczne ofiary. A cóż czekało oblężonych, w razie gdyby Turcy podczas jakiego nocnego szturmu zdołali nakoniec dostać się do miasta? Wówczas nie darowanoby życiacia starcom, zbeszczeconoby kobiety, wymordowano dzieci, dziewczęta zabranoby do niewoli i rabowanoby całe miasto.
Ta straszna pewność dodawała wycieńczonym obrońcom miasta rozpaczliwej odwagi. Potrzeba było bądź co bądź utrzymać miasto, dopóki nie na-