Strona:PL Jan III Sobieski król Polski czyli Ślepa niewolnica z Sziras.djvu/442

Ta strona została przepisana.
444
JAN III SOBIESKI.

dejdą wojska sprzymierzone. Z niepodobnem do opisania upragnieniem wyczekiwali oblężeni na ich ukazanie się. O ile jednak dojrzeć można było z wież, z których patrzono bezustannie, mimo, że dzień po dniu upływał, nigdzie nie było widać odsieczy.
W dniu, w którym Isaym Beli i czerwony Sarafan przybyli do Wiednia, księżna Sassa przyszła jak zwykle na plac, ażeby biednym i chorym rozdawać chleb, wino i środki żywności.
Hrabia Stahremberg zbliżył się do niej z wyrazami wdzięczności i podziwu. Dzielny, zahartowany mąż miał łzy wzruszenia i radości w oczach, widząc młodą, piękną księżnę, niosącą własnoręcznie pomoc cierpiącym.
— Bóg wynagrodzi ci, księżno, to co czynisz dla tego uciśnionego i nieszczęśliwego miasta, — rzekł kłaniając się Sassie.
— Pragnęłabym módz przyjść z pomocą wszystkim, panie hrabio, — odpowiedziała księżna, — obawiam się jednak, że wkrótce i za złoto nic już dostać nie będzie można! Toby było straszne! Wszyscy musieliby umierać z głodu albo poddać się!
— Do tego nie przyjdzie, mościa księżno, dopóki ja żyję, — rzekł hrabia Stahremberg, — nędza miasta zwiększa się zastraszająco! Ale dla księżnej pani droga do opuszczenia go zawsze otwarta. Sądzę, że Turcy, nie poważyliby się zatrzymać księżnej i jej małżonka.
— Tak pan sądzisz?... Ja nie! — odpowiedziała Sassa, — gdyby jednak rzeczywiście tak było, panie hrabio, to nie uciekłabym i nie opuściła biednych i nieszczęśliwych.
— Chcesz więc pani i dalej dzielić los oblężonych?
— Tak, panie hrabio, będę się starała pomagać im, dopóki będzie można!
— Szlachetne, wspaniałomyślne po stanowienie!
— Czy jednak nie byłoby trzeba jeszcze raz wysłać kogo, panie hrabio?
Stahremberg wzruszył ramionami.
— Toby się na nic nie przydało, mościa księżno, — odpowiedział.
— Mówiono mi, że pod kościołem i klasztorem Kapucynów znajduje się tajemne przejście.
— Próbowaliśmy już z niego korzy stać, prowadzi ono do zburzonej wioski za miastem i jest jej zwaliskami zasypane.
— Co to jest? — zawołała Sassa nagle, rzucając wzrok an grupę żołnierzy, otaczających dwóch szczególnie ubranych ludzi.
Rozległ się dziwny, nieprzyjemny śmiech.
— To dwaj ludzie, którzy w nocy przyszli pod bramy miasta, mościa księ żno. Byli oni w niewoli u Turków, udało im się uciec i zostali tu przyjęci. Nie mogę jednak ich tu zatrzymać.
— To jest... to musi być czerwony Sarafan! — rzekła Sassa.
— Czerwony Sarafan, tak, księżno, zwiastun wojny, a z nim Tatar, przyboczny króla Sobieskiego.
W tej chwili wzrok śmiejącego się i podskakującego czerwonego Sarafana padł na Sassę. Sarafan stanął jak skamieniały i patrzył na nią ze zdumieniem.
— Chodź, Sarafanie, to ja! Widzę, że poznałeś Sassę, — rzekła łagodnym, dźwięcznym głosem księżna.
— Zbliż się, księżna rozkazuje, — dodał hrabia Stahremberg.
Czerwony Sarafan patrzył jakby we śnie to na hrabiego, to na Sassę, następnie upadł na kolana.