Strona:PL Jan III Sobieski król Polski czyli Ślepa niewolnica z Sziras.djvu/444

Ta strona została przepisana.
446
JAN III SOBIESKI.

li jest wódz, który się nie lęka przewagi nieprzyjaciół, to on z pewnością! Niech więc przybywa z wybawcami, ze swojem zwycięskiem wojskiem! Spiesz do niego i powiedz mu, że trzeba ratować miasto!
Słowa Sassy, wypowiedziane z zapałem, czyniły na czerwonym Sarafanie widoczne wrażenie.
Tatar przystąpił do Sassy.
— Czy pozwolisz mi, księżno, towarzyszyć czerwonemu Sarafanowi? — zapytał, — dwóch to zawsze więcej niż jeden. Słyszałem twe słowa. Jeżeli Sarafan nie dostanie się do mojego króla i pana, to ja się dostanę i powtórzę, coś powiedziała!
— Dobrze, puśćcie się obaj w drogę, — rzekła Sassa, — wiem, że i ty jesteś wierny swojemu panu! Jeden z was przynajmniej pokona niebezpieczeństwo, dostanie się do Sobieskiego i przyzwie go tutaj. Bóg z wami! A ja wam wskażę drogę, którą bez przeszkody będziecie mogli dojść aż do obozu Tatarów.
— Księżna pani sama chce to uczynić? — zapytał Stahremberg zdumiony.
— Idzie tu o ważną i świętą sprawę, panie hrabio, idzie o ocalenie wielu tysięcy ludzi od pewnej śmierci, — odpowiedziała Sassa, — czyż mogę się wa hać przed jakiembądź poświęceniem, aby umożebnić ratunek? Czy pozwalasz mi pan, panie hrabio, użyć tajemnego przejścia do wysłania tych ludzi?
— Dziękuję księżnie pani w imieniu cierpiących i uciśnionych mieszkańców za to postanowienie.
Czerwony Sarafan i Iszym Beli poszli za księżną, która ukłoniwszy się hrabiemu, przeszła pośród tłumu, oddającego jej cześć i wszędzie przyjmującego ją z dziękczynieniem.
Zbliżywszy się z Sarafanem i Tatarem do furty klasztoru Kapucynów, Sassa zapukała.
Nadszedł braciszek klasztorny i otworzył furtę.
Spostrzegłszy księżnę, w której poi znał od razu niezmordowaną opiekunkę biednych i chorych, oddał jej ukłon głęboki.
— Dobry bracie, — rzekła Sassa, — chciej mnie i moich towarzyszów zaprowadzić do podziemnego przejścia. Ci dwaj ludzie potrzebują opuścić miasto.
— To się nie uda, księżno pani, — odpowiedział z pomieszaniem braciszek, — wstęp do przejścia podziemnego wskazać mogę, ale wyjścia z niego już nie ma.
— My znajdziemy wyjście, — odpowiedział Tatar.
— Czy słyszysz, pobożny bracia? — rzekła Sassa, — idzie tu o ocalenie mia sta! Każda próba jest świętym obowiąz kiem!
— Któżby tego nie przyznał, księżno pani? Ale także próba jest połączoną ze strasznem niebezpieczeństwiem, — odpowiedział braciszek, — nieprzyjaciel nie zna jeszcze tajemnego przejścia, które na przypadek oblężenia mia ło nam zapewnić dostawę żywności. Jeśli je znajdzie, to skorzysta z niego, ażeby się dostać do klasztoru i do miasta.
— Temu łatwo zapobiedz, pobożny, bracie, — rzekła Sassa z determinacyą, — dosyć w takim razie rozsadzić przejście prochem!
— Nie obawiaj się niczego, mnichu, — rzekł Iszym Beli do braciszka, — nikt nas nie zobaczy wychodzących z podziemia! Jesteśmy ostrożni!
— Chodźcie! — zdecydował się braciszek. Chcecie ocalić miasto i wyjść