Strona:PL Jan III Sobieski król Polski czyli Ślepa niewolnica z Sziras.djvu/446

Ta strona została przepisana.
448
JAN III SOBIESKI.

Po kilku godzinach wezyr wrócił z orszakiem do namiotu.
Przepych namiotu wielkiego wezyra był niepodobnym do opisania. Namiot ten był tak wielki, że według opisów, był podobnym do małego miasta. Mieścił w sobie łazienki, małe ogrody, wspaniałe pokoje kobiet, przepyszny apartament mieszkalny, a nawet królikarnię, ponieważ wielki wezyr lubił kró liki. Dalej było obszerne miejsce zajęte klatkami dzikich zwierząt, których życiu i obyczajom wielki wezyr przypatrywał się z upodobaniem.
W blizkości tego z wschodnim zbytkiem przybranego namiotu, znajdował się niemniej wielki i wspaniały namiot indyjskiego kapłana, do którego wielki wezyr zachodził często, ażeby się przypatrzeć tańcom bajaderek.
Gdy Kara Mustafa z objazdu wojska powrócił do swego namiotu, przyjął go czekający tam nań Allaraba, który z jego rozkazu zapytywał bogów i miał mu powtórzyć ich odpowiedź.
Wielki wezyr oddalił swój orszak, aby zostać sam na sam z indyjskim kapłanem.
— Twoja sprawa stoi dobrze, wielki i potężny baszo, — mówił Allaraba, gdy pozostali sami, — najbliższy szturm odda ci miasto chrześcijańskie w posiadanie, jeżeli usuniesz ostatnie przeszkody, stojące jeszcze na drodze do najwyższego celu.
— O jakich przeszkodach mówisz kapłanie? — zapytał Kara Mustafa, zająwszy miejsce na sofie.
Nienawistne i chytre spojrzenie padło z ciemnych oczu Allaraby na wielkiego wezyra.
— Przedewszystkiem musisz oddalić od siebie sułtankę Walidę, — odpowiedział, — przyniesie ci ona nieszczęście, wielki i potężny baszo.
— Zamierzam tę waryatkę kazać zamknąć do klatki i odesłać sułtanowi! — zawołał Kara Mustafa.
— Jest to słuszny i sprawiedliwy wyrok, który będzie dalszym krokiem do celu, — rzekł Allaraba, — a następnie po wzięciu Wiednia, spiesz do Stam bułu i zasiądz na tronie Mohameda IV. Nim jednak uczynisz ten ostatni krok do celu, każ nieść przed sobą, jako trofeum, głowę Sobieskiego na pice, ażeby wszycy widzieli, że zwyciężyłeś niezwyciężonego! To ci utoruje drogę do celu!
— Pójdę za twą radą, kapłanie. Czekam tylko na przybycie Sobieskiego i jego garstki, ażeby go napaść i zniweczyć. Pierwszą twą radę jednak zaraz wykonam. Sułtanka Walida zawadza mi i przynosi nieszczęście. Trzeba zaraz ogłosić i zarządzić wykonanie wyroku.
Allaraba odsłonił firankę namiotu.
Oficerowie poufni i słudzy wielkiego wezyra weszli i otoczyli sofę, na której siedział Kara Mustafa.
— Postanowiłem wydać wyrok na sułtankę Walidę, która, dostała obłąkania, ażeby znowu nie wywołała jakiego nieszczęścia, — rzekł wielki wezyr podniesionym głosem, — sprowadzić tu klatkę tygrysicy co zdechła w drodze.
Czarni niewolnicy, otaczający wejście do namiotu, pobiegli spełnić rozkaz swojego pana.
Obecni stali w milczeniu.
Wszyscy czuli, że straszny wyrok ma zapaść. Kara Mustafa nie oszczędzał nawet matki sułtana, zamierzał podnieść na nią rękę. Było to dowodem, że uważa władzę swoją za wyższą od sułtańskiej, i że w nim wkrótce powitają nowego sułtana.
Miała zapaść bardzo ważna decyzya.