Strona:PL Jan III Sobieski król Polski czyli Ślepa niewolnica z Sziras.djvu/447

Ta strona została przepisana.
449
JAN III SOBIESKI.

Dotychczas Kara Mustafa trzymał wprawdzie sułtankę Walidę pod ścisłym dozorem, lecz nie wydał na nią wyroku. Teraz pokazywało się, że nie myślał zapominać o jej czynie, lecz uważał się za dość potężnego, aby matkę sułtana pociągnąć do kary.
W pośród głębokiej ciszy słychać było tylko turkot ciągnionej przez niewolników klatki.
Wszystkich oczy zwróciły się na nią.
— Teraz przyprowadzisz tę kobietę, która niedawno w nocy rzuciła się na mnie ze sztyletem, — rozkazał wezyr, — mówią, że jest waryatką. Mogłaby ona w szaleństwie i zaślepieniu spowodować jakie nieszczęście, chcę więc ją samą zabezpieczyć od tego i ochronić możebne ofiary. Przyprowadzić ją tutaj.
Czarni niewolnicy pobiegli wykonać rozkaz.
Wkrótce potem sułtanka Walida, otoczona kilkoma eunuchami, weszła do pokoju. Nie była przelękniona, ani złamana. Zimna duma i głęboka pogarda malowała się w jej rysach na widok wezyra, w którego mocy znajdowała się.
Jednakże zobaczywszy klatkę tygrysicy, drgnęła.
Co to było? Co znaczyła ta klatka we wspaniałym namiocie wielkiego wezyra?
— Zbliż się! — zawołał Mustafa, — czy wiesz, co cię czeka?...
— Wiem tylko, że pogardzam tobą, ponieważ nadużywasz powierzonej wła dzy, — odpowiedziała sułtanka Walida, — knujesz zbrodnicze plany, ale lękaj się kary, która cię nie minie, gdy godzina twoja uderzy.
— Moi doradcy mają słuszność, sło wa te dowodzą, że ta kobieta jest obłąkaną, — rzekł wielki wezyr, — ażebyś zatem w chorobliwem zaślepieniu nie chwyciła znowu za broń i nie groziła innym, trzeba się mieć na ostrożności z tobą. Tutaj w obozie pilnować cię nie jest rzeczą łatwą, odeślę cię zatem do Stambułu. Ci niewolnicy i jedna ze starych sług haremu będą ci towarzyszyli i będą cię karmili. Są mi oni za to życiem swojem odpowiedzialni, ażebyś zo stała odstawioną do Stambułu i nie uciekła z drogi. W tej zatem klatce odbędziesz podróż do Stambułu. Będzie ona zaprzężoną w cztery konie, jak tego twoje dostojeństwo wymaga.
Sułtanka Walida zbladła, usłyszawszy ten straszny wyrok. Była w mocy swojego śmiertelnego wroga i mu siała przenieść tę hańbę. Wszystko jednak wrzało wniej na tę myśl i musiała użyć całego panowania nad sobą, aby głośnym krzykiem i gniewem nie wybuchnąć.
— Ty śmiesz na mnie się porywać, ty się poważasz mnie poniżać, — zawołała drżącym głosem, — ale pamiętaj mo je słowa... sam na siebie wydajesz wyrok, zginiesz!
— Właśnie dlatego pójdziesz do klatki, żebym był bezpieczny od twych napaści!
— Drżyj na myśl o karze, jaką sułtan cię dosięgnie, zaślepiony zarozumialcze, — mówiła sułtanka dalej, — nigdy jeszcze matka sułtana nie była wystawiona na taką hańbę! Przysięgam ci jednak, że nie spocznę, dopóki ciężko nie przypłacisz tej hańby!
— Dość tego; Zamknijcie ją do klat ki i wywieźcie przed namiot, potem zaprzężcie cztery konie i ruszajcie w drogę do Stambułu. Wyjedziemy na drogę, ażeby się przypatrzeć temu niezwykłemu widowisku.