Strona:PL Jan III Sobieski król Polski czyli Ślepa niewolnica z Sziras.djvu/448

Ta strona została przepisana.
450
JAN III SOBIESKI.

Wielki wezyr wstał z sofy i wyszedł ze swym orszakiem z namiotu, przed którym stały konie we wspaniałym rynsztunku. Nieopodal znajdował się Allaraba, który rozmawiał z osłoniętą welonem Jagielloną. Gdy Kara Mustafa i jego orszak wsiedli na konie, kapłan i wojewodzina dosiedli także koni.
Cały orszak udał się powoli ku wiel kiej drodze, prowadzącej ku granicy.
Tymczasem eunuchy wykonali roz kaz wielkiego wezyra i zamknęli sułtankę Walidę do klatki, w której nie było nawet żadnego sprzętu, na którym mogłaby usiąść.
Następnie niewolnicy wyciągnęli klatkę z namiotu i sprowadzili starą sługę z haremu, która miała obsługiwać sułtankę.
— Jesteśmy zgubieni, wszyscy zgu bieni! — narzekała stara sługa, — matkę najpotężniejszego pana panów widzę przed sobą w klatce tygrysiej! Wszyscy śmierć za to poniesiemy, gdy przybędziemy do Stambułu!
— Uspokój się kobieto, — rzekła sułtanka Walida, — ja się tem zajmę, ażebyś nie była na śmierć skazaną, gdyż niewinną jesteś losu, który nas spotyka i musisz spełniać rozkaz swego pana.
— O wielka i sprawiedliwa pani! O mądra i łaskawa sułtanko! — zawołała stara sługa, — ty nas ocalisz!... Pozwól mi ucałować twoje szaty!
Niewolnicy przyprowadzili cztery konie we wspaniałej uprzęży i zaprzęgli je do klatki. Wspaniałe w bogatej uprzęży rumaki stanowiły szczególny kontrast z klatką i były dodane wyraźnie na szyderstwo.
Szczególny pociąg ruszył w drogę.
Czarni eunuchy musieli powstrzymywać konie, ażeby postępowały powoli. Za klatką szła służąca z haremu.
Gdy klatka zbliżyła się do miejsca, w którem znajdował się orszak wielkiego wezyra, Kara Mustafa wskazał na nią.
Przejazd w klatce przed przypatrującym się orszakiem, był wielkiem upokorzeniem dla sułtanki Walidy.
— Kłaniaj się odemnie w Stambule! — zawołał na nią wielki wezyr.
Milczała, ale ponure jej spojrzenia pałały nienawiścią i żądzą zemsty.
Gdy klatka z otaczającą służbą przejechała dalej, sługa haremowa, zdjęła wierzchnią odzież i podała ją przez kraty sułtance, ażeby rozesławszy ją na podłodze, miała się na czem położyć.
Tak zaczęła się podróż do dalekiego Stambułu.

109.
Wierny do zgonu.

Gdy czerwony Sarafan i Iszym Beli weszli do tajemnego przejścia pod klasztorem Kapucynów, zrobiło się ciemno za nimi.
Braciszek klasztorny zaniknął żelazne drzwi.
Znajdowali się wciemnem jak grób pod ziemiu.
Czerwony Sarafan szedł naprzód.
— Gdy przyjdziemy do końca podziemia, — rzekł idący za nim przyboczny Sobieskiego, — to musimy być ostrożni Sarfanie! Jeżeli wyjście zasypane, musimy starać się zrobić sobie przej ście. Jeżeli otwarte, to nikt nie powinien widzieć nas wychodzących.
Czerwony Sarafan nic nie odpowiedział.