Strona:PL Jan III Sobieski król Polski czyli Ślepa niewolnica z Sziras.djvu/450

Ta strona została przepisana.
452
JAN III SOBIESKI.

wiem sam się wydostać i spełnić zlecenie Sassy, na przypadek gdyby Tatarzy zatrzymali Iszyma Beli.
Wdrapał się szybko na drzewo, tak że go nie spostrzegli Tatarzy, którzy otoczyli Iszyma Beli.
— Jestem jeden z waszych! — zawołał Iszym Beli po tatarsku.
Zdziwienie Tatarów powiększyło się jeszcze, ponieważ go nie znali, ale mowa, odzież i rysy twarzy Iszyma Beli świadczyły, że mówił prawdę.
— Jeżeliś nasz, to pójdzies z nami, — rzekł jeden z Tatarów.
— Skąd się tu wziąłeś? — zapyta? drugi.
— Jak się nazywasz? — badał go trzeci.
— Pozwólcie mi wypocząć i dajcie mi co jeść, bracia, — rzekł Iszym Beli, licząc na to, że przy pierwszej sposobności ucieknie od swych ziomków i uda się dalej, — zabłądziłem i umieram z głodu. Wszystko wam powiem potem.
— Musi pójść z nami! Jest w tem coś podejrzanego! — zauważył jeden z Tatarów.
Inny dał mu chleba i sera, które Iszym Beli spożył chciwie, oglądając się ukradkiem za czerwonym Sarafanem, lecz nie spostrzegł go nigdzie.
— Chodź teraz z nami! — naglili go Tatarzy, — cóżbyś tu robił dłużej, co? Musiałeś się puścić na pojedynkę, ażeby coś gdzie zrabować?
Doś wam na tem, żem Tatar tak jak wy! Nie zatrzymujcie mnie! — odpowiedział Iszym Beli.
Tatarzy jednak nie chcieli o tem słyszeć.
— Musisz iść z nami do naszego wo dza Amera, — rzekli.
Iszym Beli widząc, że opór na nic się nie przyda, uległ, zawsze licząc na okazyę ucieczki.
— Dobrze, bracia, pójdę z wami do Amera, — odpowiedział.
Przezorni i chytrzy Tatarzy wzięli go pomiędzy siebie. Posądzali go, że na leżał, do innej hordy i na własną rękę rabował, a to nie podobało im się, gdyż byli chciwi.
Iszym Beli raz jeszcze z ukosa obejrzał się za czerwonym Sarafanem, ale nie dostrzegł go i poszedł z Tatarami.
Gdy doszli na skraj lasu, Iszym Beli spostrzegł pomimo ciemności wieczornej zwaliska wioski i dokoła nich obozowisko Tatarów, którzy od tej strony uzupełniali obsaczenie Wiednia.
— Przeklęci! — szepnął w duchu, widząc, że ucieczka nie będzie łatwą.
— Chodź z nami, tam jest Amer, nasz dowódca, — rzekli Tatarzy, wskazując ku zwaliskom.
Zdawało się Iszymowi Beli, że już gdzieś słyszał to nazwisko. Pocieszał się jednak myślą, że Amer poznawszy w nim Tatara, nic mu nie będzie mógł zrobić.
Tatarzy zaprowadzili jeńca do zwa lisk jednego domu, na których Amer siedział zamyślony.
Zobaczywszy swych ludzi, Amer za pytał:
— Kogóż to prowadzicie? Tatarzy zaczęli mówić jeden przez drugiego, tak że wódz niewiele mógł zrozumieć.
Zeszedł on ze zwalisk i przystąpił do Iszyma Beli.
— Znaleźliśmy go w lesie! — mówili Tatarzy.
— Jak się nazywasz? jesteś jednym z naszych, — pytał Amer.
Iszym Beli uśmiechnął się.
— Twoi ludzie poszaleli, dowódco, — odpowiedział, — przyprowadzają ci Tatara jako jeńca!