Jak świadczą dziejopisarze, Turcy otoczyli Wiedeń tak rozległemi, silnemi i doskonale zbudowanemi podkopami, że ich zarozumiała pewność, iż zwyciężą i posiędą miasto, była łatwą do pojęcia.
Wielka liczba armat, niezwykła na owe czasy, jeszcze bardziej powiększała ich siłę, a opór ciężko nawiedzonych mieszkańców przeciw takiej potędze, daje najwymowniejsze świadectwo ich bohaterstwa.
Turcy pod Wiedniem tak się urządzili, że w każdym razie musieliby w końcu zmusić miasto do poddania się. Gdyby się im nie powiodło zdobyć stolicy szturmem, to z biegiem czasu wycieczki przedsiębrane nocą musiałyby doprowadzić ich do celu, a gdyby i te ciągle odpierać zdołano, to głód, straszliwy przymierzeniec oblegających, byłby dokonał dzieła i złamał bohaterstwo małej, walecznej garstki obrońców oblężonej stolicy. Któż bowiem zdołałby wytrzymać oblężenie w głodzie i nędzy.
Wprawdzie na wezwanie cesarza, elektorowie saski i bawarski wyruszyli ze swemi wojskami, ażeby połączyć się z Polakami i księciem lotaryngskim, byli oni jednakże zbyt daleko, ażeby mogli zapobiedz okropnej nędzy i przerażeniu, które rozgościły się w murach oblężonego grodu.
Z każdym dniem wyrastała nędza, wiedzieli o tem oblegający, którzy tak szczelnie obsaczyli miasto, że żadna komunikacya ze światem nie była możebną. Kule oblegających trafiały często w gmachy wiedeńskie lub uszkadzały mury, zaś kule oblężonych nie mogły oblegającym, umieszczonym w zręcznie i mocno zbudowanych warowniach wyrządzić dotkliwej szkody, a jeśli która z kul uszkodziła ich obwarowania, to w nocy naprawiali oni uszkodzenie, ponieważ rozporządzali tysiącami rąk, zawsze gotowych do pracy.
Cudem też było rzeczywiście, że Wiedeń opierał się jeszcze szturmom i kanonadzie i gdyby nie niezrównane bohaterstwo małej garstki obrońców, Turcy już oddawma zwycięzko byliby wkroczyli do miasta.
Podczas gdy w mieście z każdą chwilą powiększała się nędza, oblegający byli zmuszeni w odległych okolic ściągać żywnośc dla sw7oich niezliczonych wojsk i okolica Wiednia zamieniła się powoli w pustynię, ponieważ mieszkańcy uciekli a spichlerze i stodoły wypróżnili łupieżcy. Wyciągali oni ręce coraz dalej, potrzebując wyżywić ogromne swe hordy.
Wkrótce i oblegającym zaczęło brakować żywności, dowódcy zatem nalegali, aby przyspieszyć szturm stanowczy.
Pewnej dosyć ciemnej nocy, placówka turecka ujęła dwóch ludzi przebranych za wieśniaków.
W namiocie wielkiego wezyra paliło się jeszcze światło, gdy basza, który tej nocy miał służbę, otrzymał wiadomość o tym wypadku i kazał zaraz przyprowadzić do siebie obu ujętych.
Ludzie ci zapewniali uroczyście, że nie mieli żadnych złych zamiarów, pragnęli tylko uciec, dodając, że pochodzą ze zburzonej wioski, nie puszczono ich jednakże, lecz przywiązano sznurami do kół armatnich, ażeby oczekiwali wyroku.
Okrucieństwo i zuchwalstwo oblegających dosięgło szczytu. Nie uważali