Strona:PL Jan III Sobieski król Polski czyli Ślepa niewolnica z Sziras.djvu/457

Ta strona została przepisana.
459
JAN III SOBIESKI.

bok, obudził go i nagle pięciu czy sześciu Turków puściło się za czerwonym Sarafanem, który zaczął uciekać.
Byłoby się niezawodnie udało uniknąć czerwonemu Sarafanowi, który był niesłychanie zwinnym, gdyby go nagle nie zatrzymała niespodziewana przeszkoda.
Krzyk Turków zwrócił na niego uwagę małego oddziału wojsk tureckich, rozlokowanego w bliskości.
Następstwem tego było, że żołnierze nadbiegli ze wszystkich stron, spostrzegli uciekającego i odcięli mu drogę.
W jednej chwili czerwony Sarafan ujrzał się otoczonym ze wszystkich stron. Nie było możności uciekać.
Widząc to, szybko zdecydowawszy się, poskoczył on z chrapliwym śmiechem do najbliższych, którzy zrazu cofnęli się nieco, poznając czerwonego Sarafana, złowrogie widmo wojny.
— Patrzcie! — wołali wskazując naniego, — patrzcie, to czerwony Sarafan!
Żołnierze zdawali się doznawać na jego widok pewnej trwogi, ponieważ żadna ręka nie podniosła się przeciw niemu, tak, że czerwony Sarafan już sądziłł że wyjdzie szczęśliwie z tej przygody.
Podskakiwał on w różne strony śmiejąc się, jak to było jego zwyczajem, i chciał już puścić się w dalszą drogę, gdy nadbiegli ci, którzy go pierwsi zobaczyli. Byli to artylerzyści, a pomiędzy nimi znajdował się beg, czyli oficer dozorujący nad wycinaniem lasu.
Gdy ci żołnierze otoczyli i zatrzymali czerwonego Sarafana, beg przybliżył się.
— Kto jest ten człowiek, który uciekał? — zapytał swoich ludzi.
— To czerwony Sarafan! — odpowiedzieli żołnierze.
— Czerwony Sarafan, który co chwila ukazuje się gdzie indziej? Trzymajcie go dobrze! — rozkazał beg, — już oddawna jestem ciekawy zobaczyć go i dowiedzieć się co to za człowiek.
Żołnierze obawiali się dotknąć czerwonego Sarafana, ale artylerzyści byli mniej przesądni i pochwycili go.
— Czy to człowiek z ciała i krwi? — zapytał beg, rozkazując go przyprowadzić przed siebie.
— Człowiek taki, jak my, — odpowiedziano, — ale dziwnie wygląda.
Żołnierze odwrócili się i odeszli.
— To nam przyniesie nieszczęście, — mówili do siebie.
— Chodź tu chłopcze, — zawołał beg, — pragnąłem cię zobaczyć! Wszyscy mówią, że jesteś duchem, że pokazujesz się tam, gdzie ma nastąpić rozlew: krwi! Muszę ci się przypatrzeć! Jutro rano zaprowadzę cię do wielkiego wezyra, a ten zadecyduje, co z tobą zrobić.
Stary żołnierz turecki z wielką białą brodą zbliżył się do bega.
— Lepiej go puścić, panie, — rzekł poważnie. — Czerwony Sarafan przyniesie nam nieszczęście, jeżeli go zatrzymamy!
— Z czego to wnosisz, Ali? — zapytał beg.
— Powiem ci to zaraz, panie! Przed pięciu laty, gdy nad ujściem wielkiej rzeki miała być bitwa, i gdyśmy obozując blizko brzegów byli pewni zwycięztwa, ukazał się u forpoczt naszych tańcząc, śmiejąc się i skacząc czerwony Sarafan, tak, jak dzisiaj. Wiedzieliśmy wszyscy, co to znaczy i rzeczywiście zdarzyła się, że nazajutrz wypadła wielka bitwa. Ja byłem na placówce i widziałem go. Jeden z młodych żołnierzy poważył się podnieść na niego rękę i