Strona:PL Jan III Sobieski król Polski czyli Ślepa niewolnica z Sziras.djvu/458

Ta strona została przepisana.
460
JAN III SOBIESKI.

przywiązać go do drzewa, jak mówił, dla tego, aby przekonać, czy jest duchem. Nadbiegłem i ostrzegłem kolegę, ale nie słuchał. Nad ranem uderzył na nas Sobieski ze swem rycerstwem i wiesz, panie, jak straszną klęskę ponieśliśmy.
— To przesąd, Ali! Gdzież się podział wówczas czerwony Sarafan? — zapytał beg.
— Któż to może wiedzieć, panie? Zrana znikł, a z nim znikło nasze szczęście wojenne.
— Więc tym razem zatrzymamy go u siebie, — zadecydował beg, — tym sposobem szczęście będzie nam wierne! Nie chcę zresztą sam nic o nim stanowić, pozostawiam to wielkiemu wezyrowi! Zatrzymajcie czerwonego Sarafana! Rano zaprowadzę go do wezyra.
Stary żołnierz odszedł, wstrząsając głową.
— Nie skończy się to dobrze, — mruczał, — kto zaczepia czerwonego Sarafana, tego szczęście wojenne opuszcza!
Ludzie bega wykonali jego rozkaz i zawlekli czerwonego Sarafana na brzeg lasu, gdzie przywiązali go do drzewa.
Czerwony Sarafan nie bronił się, tylko śmiał się swoim zwyczajem, jak gdyby wierzył, że znajdzie jakąś sposobność wymknięcia się swym siepaczom.
Beg przekonawszy się, że jego jeniec mocno jest przywiązany do drzewa i nie mógł się rozwiązać, położył się na rozpostartym dywanie, aby się przespać, gdyż było jeszcze kilka godzin do rana.
Zanosiło się jednak na to, co przewidywał czerwony Sarafan.
Stary turecki żołnierz, Ali, nie mógł uspokoić się na myśl, że czerwony Sarafan, tak jak wówczas przed wielką bitwą jest jeńcem w tureckim obozie. Przeczuwał, że to sprowadzi niesłychane na nich nieszczęście i uważał za święty obowiązek odwrócić je, uwalniając potajemnie czerwonego Sarafana.
Po cichu i niepostrzeżenie wysunął się on z koła innych żołnierzy i udał się na brzeg lasu, gdzie, jak widział, poprowadzono czerwonego Sarafana.
Noc była jeszcze gdy tam przyszedł. Zdawało mu się, że beg i jego ludzie śpią.
Trzeba było skorzystać z tej pomyślnej sposobności, ażeby uwolnić z więzów czerwonego Sarafana i dać mu kawał chleba na drogę, żeby nazajutrz beg i jego ludzie nie znaleźli go przy drzewie.
Po cichu i ostrożnie stary żołnierz zbliżył się do drzew, wytężając wzrok, aby wynaleźć miejsce, w którem czerwonego Sarafana przywiązano.
Przy panującej w lesie ciemności nie było tak łatwo.
Żołnierz Ali zbliżył się.
Nagle beg zerwał się ze snu.
— Kto tu idzie i chce działać wbrew mojemu rozkazowi, ten zginie! — zawołał, — zastrzelę go jak wroga lub psa!
Stary żołnierz ukrył się po za krzakiem.
— Precz ztamtąd! — zawołał beg, — precz ztąd, bo strzelę!
To mówiąc, beg porwał za muszkiet i wypalił w kierunku, w którym żołnierz stał za krzakiem.
Ali musiał się cofnąć.
Usłyszał tylko, że beg kazał swoim ludziom zaciągnąć wartę.
Czerwony Sarafan zdawał się zupełnie nie troszczyć tem, co się działo koło niego.
Nareszcie rozwidniło się.