Strona:PL Jan III Sobieski król Polski czyli Ślepa niewolnica z Sziras.djvu/464

Ta strona została przepisana.
466
JAN III SOBIESKI.

Księżyc wzeszedł na niebo i rozlewał blade swe światło na kopuły i kioski, na ciemne drzewa i mury seraju, w którym przebywał sułtan i w którym znajdowało się wejście do haremu, w murze obszernego otaczającego ogrodu.
Przy bramach miasta kobietom roz kazano pozostać.
Sułtanka Walida podziękowała im i uwolniła je. Prosiły jej, ażeby opuściła klatkę, pragnęła jednak, ażeby sułtan zobaczył ją w tem położeniu.
Wkrótce potem orszak wjechał do bramy, położonej w blizkości gwieździdzistego kiosku, który służył za miejsce pobytu kobiet.
Sułtanka Walida, mając wjechać do tej bramy, rozkazała eunuchom zapukać, a następnie uciekać wraz ze starą sługą, ażeby na nich niewinnie nie spadł pierwszy gniew sułtana.
Czarni eunuchy spełnili życzenie sułtanki, skłoniwszy się jej głęboko i ucałowawszy jej szaty, zapukali silnie do bramy, a następnie uciekli.
Wkrótce potem dały się słyszeć odgłosy kroków i rozmowy za bramą.
Warta zawiadomiła naczelnika eunuchów Kyzlara Agassi, że ktoś żąda, ażeby go wpuszczono, a że on tylko miał klucze od tej bramy, więc wyszedł, aby ją otworzyć. Towarzyszyło mu kilku czarnych i białych eunuchów, oraz kilku żołnierzy.
Gdy otworzył bramę, spojrzał szeroko rozwartemi oczyma na klatkę.
— Każ mnie zawieźć do ogrodu, — dał się słyszeć rozkazujący głos kobiety.
Co to znaczyło? Kyzlar Agassi nie wierzył swoim oczom. Eunuchy przystąpili do klatki, zaraz jednakże padli na kolana i z założonemi na piersiach rękami zaczęli oddawać ukłony, ponieważ poznali sułtankę.
— Wstańcie i zawieźcie mnie do ogrodu, rozkazała sułtanka, — a następnie donieście sułtanowi, coście widzieli.
Kyzlar Agassi patrzył na sułtankę Walidę, przypuszczając, że chyba nagle dostała obłąkania. Musiał jednakże być posłusznym.
Eunuchy zaprowadzili konie z klat ką do ogrodu, oświetlonego przez księżyc. Następnie Kyzlar Agassi zamknął bramę i udał się do sułtana na pokoje, u którego, jako wezyr haremu, zawsze miał wstęp wolny. Obawiał się on złożyć doniesienie, które mu zostało polecone, gdyż wiedział z góry, że wywrze ono na sułtanie wpływ okropny.
Gdy wszedł do pokoju sułtana, padyszach spojrzał na niego pytająco.
— Panie panów, rzekł wezyr haremu, — na dole w ogrodzie jest sułtanka Walida w klatce.
Sułtan drgnął. On także w pierwszej chwili zrozumieć tego nie mógł.
— W klatce? — powtórzył, — czy oszalałeś? Kyzlar Agassi opowiedział, że go zawołano do otworzenia bramy, a gdy otworzył, ujrzał sułtankę Walidę w klatce, zaprzężonej czterema końmi.
— Prowadź mnie na dół! — rozkazał, — ktoby zrozumiał twoje słowa i pojął ich znaczenie.
Wezyr rad był z tego, że sułtan schodził wraz z nim, gdyż to z niego zdejmowało odpowiedzialność. Przetrwał on chwilę wielkiego strachu, gdyż znanym mu był gniew sułtana.
Sułtan spostrzegłszy w oświetlonym blaskiem księżyca ogrodzie klatkę zaprzężoną czterema końmi, zaczynał pojmować, co mógł znaczyć ten haniebny wypadek. Zbliżył się do klatki.
— Wyjdź sułtanko, — rzekł, — jeżeli to ty rzeczywiście jesteś w tej klatce!