Strona:PL Jan III Sobieski król Polski czyli Ślepa niewolnica z Sziras.djvu/468

Ta strona została przepisana.
470
JAN III SOBIESKI.

— I mnie także interesuje ten czerwony Sarafan, — mówiła Jagiellona dalej, — przychodzę więc do ciebie, potężny baszo, ażebyś go oddał do mego rozporządzenia.
— Jeżeli tego pragniesz, pani, to chętnie ci go daruję! Weź go z obozu!
Wielki wezyr dał jednemu z oficerów swego orszaku rozkaz oddania czer wonego Sarafana wojewodzinie, która mu za to wyraziła swoją wdzięczność.
Następnie Jagiellona wyszła z oficerem z namiotu, wsiadła na konia i pojechała do miejsca, w którem znajdował się czerwony Sarafan.
Tatarzy trzymali go tam ciągle przywiązanego do drzewa.
Dano im rozkaz, ażeby go oddali wojewodzinie.
Jagiellona spojrzała ponuro na szczególnego człowieka, na którego szyi niegdyś w poszytej słomą budzie paster skiej, spostrzegła medalion i poznała od razu ową pamiątkę.
Jakim sposobem czerwony Sarafan dostał tę pamiątkę, którą niegdyś nosił ów nieszczęśliwy chłopiec, skazany na nędzne życie w lochu piwnicznym pod dozorem starego Wołocha, aby nikt nie mógł wiedzieć o jego istnieniu.
Czyżby Sarafan był tym chłopcem? Czyliżby ów chłopiec wówczas nie umarł? Jakimże sposobem Jagiellona mogła znaleźć w piwnicy jego szkielet?
Wszystkie te pytanie zajmowały wojewodzinę od chwili, w której ów amulet na piersiach czerwonego Sarafana dostrzegła.
Musiała się dowiedzieć prawdy! Musiała się dowiedzieć, czy rzeczywiście żył jeszcze ten, któremu niegdyś dała życie, aby, jeśli tak było, owoc swo jej hańby usunąć. Czyżby czerwony Sarafan był rzeczywiście jej synem?
Teraz miała go w ręku i mogła dowiedzieć się wszystkiego.
Tatarzy odwiązali od drzewa sznur krępujący jeńca i przywiązali jego koniec do konia wojewodziny.
Czerwony Sarafan nie stawiał żadnego oporu. Spojrzał tylko przelotnie na Jagiellonę, a potem zaczął się w nią wpatrywać, jak gdyby w nim budziła szczególne zajęcie.
Coś z niepojętą siłą pociągało go do tej, której własnością został nagle.
Szczególny uśmiech przebiegł twarz wojewodziny, trwał jednak tylko chwilę! Następnie odzyskała zimną krew.
Odjechała. Czerwony Sarafan szedł przy jej koniu pochylony, śmiejąc się.
Żołnierze zobaczywszy jeńca, przy wiązanego do konia wojewodziny, ucieszyli się w przekonaniu, że nie pozostanie on długo w obozie. Uspakajało ich przytem to, że był w rękach chrześcijanki, która w rzeczywistości nic nie miała z nimi wspólnego.
Szczególna ta jazda kobiety z przywiązanem do konia widmem wojny, zwracała na siebie uwagę wszystkich.
Od czasu do czasu wojewodzina spoglądała na jeńca, podarowanego jej przez wielkiego wezyra z widoczną ciekawością i niepokojem.
Nareszcie zbliżyła się do wspaniale przystrojonego namiotu.
Słudzy jej nadbiegli i zaprowadzili czerwonego Sarafana do jednego z namiotów, do którego Jagiellona weszła również, zsiadłszy z konia.
Czerwony Sarafan po wejściu do namiotu, rzucił się na rozciągniętą tam lwią skórę. Gdy Jagiellona weszła, nie poruszył się. Był teraz zajęty jedną myślą wymknięcia się jakimkolwiek sposobem i dostania się do obozu króla pol-